Prokuratura zna już nazwiska winnych katastrofy smoleńskiej?

2011-07-27 4:30

Jesteśmy dosłownie o krok od poznania szczegółowych przyczyn katastrofy smoleńskiej oraz winnych tej tragedii. - Nosimy się z zamiarem stawiania zarzutów w śledztwie smoleńskim - oświadczył wczoraj gen. Krzysztof Parulski (54 l.), naczelny prokurator wojskowy. Ujawnił także, że system automatycznego odejścia samolotu Tu-154, który powinien uchronić od tragedii, nie był aktywowany w momencie katastrofy.

Kilka dni temu minister Jerzy Miller (59 l.) ogłosił, że w jego raporcie nie padną nazwiska winnych katastrofy. Na szczęście swoje śledztwo prowadzi Prokuratura Wojskowa. I już wkrótce mają zostać postawione zarzuty wojskowym. Prokuratorzy nie chcieli wczoraj mówić o szczegółach. Ujawnili za to precyzyjną godzinę katastrofy - 8.41 i 0,4 sekundy.

Poinformowali także, że według wstępnej opinii biegłych samolot w chwili katastrofy był sprawny. Co więc się stało? Wszystko koncentruje się teraz na jednym przycisku: automatycznego odejścia. W ujawnionych już nagraniach czarnych skrzynek wyraźnie słychać, że tuż przed katastrofą kapitan maszyny Arkadiusz Protasiuk wydał komendę "odchodzimy", po której teoretycznie powinien wcisnąć przycisk automatycznego odejścia.

- Na razie nie wiemy, czy to zrobił. Prawdopodobnie wyjaśni się to po publikacji raportu komisji ministra Jerzego Millera, który ma być ujawniony w ciągu kilku dni - mówi nam mjr rezerwy pilot Michał Fiszer (49 l.). Co jeśli przycisk został naciśnięty? Dlaczego samolot się nie podniósł i nie odleciał na tzw. drugi krąg? - Teoretycznie są dwie możliwości. System nie był na właściwym zakresie pracy (umownie aktywowany) lub w momencie naciśnięcia guzika po prostu się zawiesił - dodaje Fischer.

Wojskowy prokurator okręgowy w Warszawie płk Ireneusz Szeląg tłumaczył wczoraj, że rejestratory nie wykazały, aby system odejścia w ostatnich sekundach lotu Tu-154M był aktywny. Dodał także, że czarne skrzynki nie rejestrują, czy ten system był sprawny. Być może dowiemy się tego po analizie eksperymentu, który przeprowadziła komisja Millera.

Z kolei TVN 24 twierdzi, że piloci samolotu Tu-154 w ostatniej chwili próbowali ręcznie poderwać maszynę. - Dali pełen gaz i podciągnęli wolant do siebie - mówi Tomasz Tuchołka, wiceprezes firmy, która wyprodukowała polską czarną skrzynkę. W tym momencie załoga już wiedziała, że system automatycznego odejścia nie działa.

Mjr rezerwy pilot michał fiszer (49 l.):

- Po publikacji raportu Millera powinniśmy dowiedzieć się, czy pilot wcisnął przycisk automatycznego odejścia. Ten przycisk mógł nie zadziałać, bo system nie był na właściwym zakresie pracy lub w momencie naciśnięcia guzika po prostu się zawiesił

Pułkownik Edmund Klich (65 l.):

- W momencie, kiedy na lotnisku jest system precyzyjnego podejścia, funkcja odejścia samolotu aktywuje się automatycznie. Na lotnisku w Smoleńsku tego systemu nie było. Trzeba było wcześniej samemu ją włączyć. Raport powinien to rozstrzygnąć

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki