A wszystko przez wakacje. Ile ja się musiałem nasłuchać, że nigdzie nie jeździmy, niczego nie zwiedzamy, że Czesiek z żoną to już trzy razy w Egipcie byli, a my nigdy i nigdzie. No, po prostu strumień narzekań i utyskiwań. Dlatego teraz, gdy okazało się, że tłumy naszych muszą wracać z ciepłych krajów, bo jakieś tam biuro padło, mogłem mojej żonie prosto w oczy rzucić krótkie: "I kto miał rację?".
To retoryczne pytanie oczywiście pozostało bez odpowiedzi. Żona po prostu przestała się odzywać. Nie odzywała się tak dwa dni...
Za to ja wykładałem naszym dzieciom, jak pięknym krajem jest Polska, ile urokliwych zakątków w sobie kryje, ile zwierząt cudnych w naszych lasach żyje, że mamy i góry, i morze... W końcu żona pękła i nie wytrzymała. Uderzyła we mnie i w moje wywody także pytaniem retorycznym: "To dlaczego na wakacje zawsze (tu było słowo nie do zacytowania) jeździmy do twoich rodziców do Bełchatowa?".
Przepraszam wszystkich mieszkańców Bełchatowa za moją żonę. Serdecznie przepraszam.