- 11 listopada policjanci przyjechali po mnie. Było zimno, a oni kazali mi ściągnąć wszystko, do spodenek - wspomina Tomasz Kułaczewski. - Trząsłem się. Nękali mnie psychicznie, żebym się przyznał. Najpierw dali mi ubranie i kazali nałożyć, a zaraz potem je zdjąć. I półnagiego wrzucili za kratki. Grozili, że mnie pobiją i że będę dłużej siedział, jeśli się nie przyznam. Zawieźli mnie też do psychiatry, a potem pani prokurator znów mnie straszyła. Wcześniej pod celą musiałem pić jakieś paskudztwo - wodę z płynem do mycia naczyń i pastą do butów. Tak mężczyzna tłumaczy, dlaczego przyznał się do niepopełnionej zbrodni.
- Potem przez rok usługiwałem współwięźniom. Poniżali mnie, bili, torturowali i gwałcili - dodaje Kułaczewski. Z więzienia napisał list ze skargą do Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
W tym czasie Piotr Trojak, zwany Diabłem z Tczewa, planował drugie morderstwo, które popełnił 30 września 2005 r. Zabił wówczas Sebastiana Talarka (11 l.) łowiącego ryby nad jeziorem w Łęgowie. Po tej zbrodni "Diabeł" trafił do więzienia. Uciekającego z miejsca przestępstwa zauważył bowiem rolnik i dokładnie opisał policji.
Jednak dopiero w ubiegłym roku śledczy zebrali dowody na to, że to Trojak, a nie Kułaczewski zabił 2 września 2002 r. również małego Marcina.
On sam po aresztowaniu wspomniał o tym śledczym, potem jednak wycofał zeznania. Ale to pozwoliło wypuścić na wolność Tomasza Kułaczewskiego. Biegli stwierdzili, że nie potrafi on właściwie przewidzieć konsekwencji swojego postępowania w danym momencie i dlatego przyznał się do zabójstwa.
Mężczyzna wyszedł na wolność 8 czerwca 2006 r. Cztery lata później sąd orzekł na jego korzyść ponad 300 tys. zł zadośćuczynienia i odszkodowania, które wypłacił Skarb Państwa. Za krzywdy, których doświadczył Kułaczewski w więzieniu, nikt nie został ukarany.
- Za przyznane mi pieniądze kupiłem mieszkanie w Szropach pod Malborkiem. Mieszkam tu z mamą i młodszym bratem. Jestem na rencie. O tym, co przeszedłem, chcę zapomnieć - mówi Kułaczewski.