Sikorski wsypał kolegów! Przerwał zmowę milczenia o pijackich burdach w Oksfordzie

2010-03-10 4:00

Publikacja "Super Expressu" i film brytyjskiej telewizji o działalności niesławnego klubu Bullingdon, który zrzeszał bogatych studentów Oksfordu, wywołały prawdziwą burzę. Koledzy są wściekli na szefa polskiego MSZ Radosława Sikorskiego (47 l.), że ze szczegółami opowiedział o pijackich burdach urządzanych przez członków tego ekscentrycznego klubu.

- Wygląda na to, że Sikorski sypnął - ocenia w rozmowie z "SE" absolwent Oksfordu, Barney Ronay.

Przeczytaj koniecznie: Radosław Sikorski w Oksfordzie: Tuzin facetów we frakach zniszczył moje meble (VIDEO!)

- Członkowie Bullingdon nie mówią o swoich imprezach i zachowaniach z lat studenckich. Kiedy spytać o to Davida Camerona (44 l., lider brytyjskich konserwatystów) bądź Borisa Johnsona (46 l., burmistrz Londynu), którzy należeli do tej grupy, to będą milczeć. Nie bez powodu. Sikorski na pewno nie powiedział wszystkiego, co widział i w czym uczestniczył - tłumaczy Ronay.

Patrz też: Prawybory w PO: Bili się młotkiem, radiem i pelargoniami

Dlaczego? Klub Bullingdon był owiany złą sławą. - To było towarzystwo słynące ze snobizmu i wywyższania się ponad innych, a jednocześnie słynące z pijatyk, rozbijania szyb, bardzo złego traktowania przygodnie spotkanych osób. Chuligani pochodzący z bardzo bogatych, dobrze ustawionych rodzin.

Dziś, kiedy wielu osiągnęło pozycję, wstydzą się tamtych wybryków, rozbijania wszystkiego na stole, picia na umór, wymiotowania przy stolikach - opowiada absolwent Oksfordu, który stykał się z tym towarzystwem. Z jego relacji wynika, że członkowie klubu byli rekrutowani z bardzo wąskiego kręgu studentów. - Trzeba było należeć do odpowiedniej sfery społecznej, zazwyczaj być absolwentem Eton, szkoły średniej dla elit bądź ostatecznie którejś z pozostałych szkół z samej czołówki.


Trzeba było też być bardzo bogatym i mieć opinię rozrabiaki, kogoś, kto bardzo lubi i może wypić. Pomagały też powiązania towarzyskie rodziców bądź ich majątek. Dość powszechną praktyką było kupowanie członkostwa w klubie, choć nie każdy mógł je kupić. Ale niektórzy studenci płacili nawet równowartość 15 tys. euro - opowiada Ronay. Nie ukrywa swojego zdziwienia, że emigrant z Polski został przyjęty do tego grona. - To dość niezwykłe. Na pewno musiał wykazać mnóstwo ambicji i bardzo, ale to bardzo się starać. Musiał też być bezwzględny i zrobić wiele, by zostać członkiem Bullingdon bez odpowiedniej przeszłości - dziwi się Ronay.

Imponowała mu pogarda

Marek Suski (52 l., PiS): - Sam imprezowałem w młodości, ale nigdy nie wywyższałem się nad innych ani nie przejawiałem pogardy dla ludzkiej pracy i pieniędzy. To, że Sikorski należał do tego klubu, oznacza że takie zachowania musiały mu imponować.

Dobrze, że o tym wiemy

Eugeniusz Kłopotek (57 I., PSL): - Chłopcy z Oksfordu znaleźli sobie wyjątkowo kontrowersyjny pomysł na urozmaicanie studenckiego życia. Ktoś, kto chce być prezydentem Polski musi się liczyć z tym, że jego życiorys zostanie prześwietlony.

To było grono idiotów

Stefan Niesiołowski (66 l., PO): - Ciężko mi uwierzyć, że minister spraw zagranicznych polskiego rządu należał do jakiegoś grona idiotów, którzy upijali się i demolowali w trakcie studiów lokale. To nie tego typu człowiek. Nie chcę tego komentować.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki