Śmiercionośna sztacheta

2012-08-03 4:00

Marek Lemiecha (†51 l.) nie mógł się doczekać na grillowane kiełbaski i piwo na wiejskim festynie. Ubierając się odświętnie, nawet nie pomyślał, że to ostatnia jego zabawa. Zginął po chłopsku, gdy podpity wioskowy chuligan zmasakrował mu głowę sztachetą.

Dla wsi Biała pod Radzyniem Podlaskim (woj. lubelskie) każdy festyn to nie lada atrakcja. Można się oderwać od roboty, spotkać znajomych i napić się piwa przy skocznych rytmach disco polo. Ale są tacy, którzy bawić się nie potrafią. Marcin P. (29 l.) trafił na zabawę, by szukać mocniejszych wrażeń. Szukał pretekstu i szybko go znalazł. Pokłócił się z kimś na imprezie, pobił się i został wyrzucony przez ochronę. Ale wciąż było mu mało.

Chuligan szukał wrażeń

W tym samym czasie z zabawy wyszedł Marek Lemiecha (†51 l.). Przeklęty los przywiódł go w to samo miejsce, co zabójcę. Wystarczyła tylko iskra. Wykrzesał ją niechcący pan Marek. Powiedział do chuligana, żeby się uspokoił. Na te słowa Marcin P. wpadł w dziki szał. Nadludzką siłą chwycił za sztachetę w płocie i lekko, jakby to był łan zboża, wyłamał ją z parkanu. Sekundę później potężny cios spadł na głowę Marka Lemiechy. Mężczyzna padł jak rażony, przytomności już nie odzyskał.

Miał urazy mózgu

Mimo że na miejscu była karetka (przyjechała do innej ofiary chuligana), lekarzom nie udało się go uratować. Zmarł na stole operacyjnym z powodu rozległego urazu mózgu.

Policjanci z Radzynia po kilku godzinach zatrzymali Marcina P. Miał 0,4 promila alkoholu. Tłumaczył się, że niczego nie pamięta. Sąd Rejonowy w Radzyniu Podlaskim zdecydował się na zastosowanie wobec niego aresztu.

Zabójca znał syna swojej ofiary

Marcin P. usłyszał zarzut zabójstwa. Grozi mu dożywocie. - Znałam od dziecka Marcina - mówi Grażyna Lemiecha (51 l.), małżonka tragicznie zmarłego Marka. - Uczył się w jednej szkole z moim synem. Jak on mógł zrobić coś takiego naszej rodzinie - rozpacza kobieta.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki