SUPER HISTORIA: „Zbrodniczy prowokatorzy”. Poznański czerwiec'56

W czerwcu 1956 r. władza ludowa wysłała czołgi przeciw poznańskim robotnikom, ponieważ ośmielili się wyjść na ulice i osaczyć dwa gniazda nieprawości: Prezydium Miejskiej Rady Narodowej i Urząd Bezpieczeństwa. W rozruchach zginęło kilkadziesiąt osób. Zaczęło się od stukotu o bruk robotników „Ceglorza”, a skończyło na huku broni maszynowej. Nie było w PRL zacieklejszego wystąpienia przeciw władzy, ani brutalniejszej reakcji na protest.

26 czerwca delegacja pracowników Cegielskiego przyjechała do Ministerstwa Przemysłu Ciężkiego w Warszawie. Złożono jej korzystne obietnice, ale minister Roman Fidelski zdecydował się na fortel. Odwołał ustalenia i przedstawił robotnikom nowy sposób obliczania zarobków. Wtedy, według wspomnień jednego z uczestników „wyszedł z gromady stary robotnik. Powiedział, że za „Wilusia” (cesarza Wilhelma) skończył cztery klasy i liczyć umie tylko po niemiecku. Zwrócił się do ministra: Według pańskiego rachunku wychodzi tak, a według mojego (tu nastąpiło liczenie po niemiecku) wychodzi coś innego. Słuchajcie, wy najpierw skończcie podstawówkę, a potem idźcie na ministra”. Tłum zawrzał. Z rąk do rąk podawano sobie sznur, krzycząc o Fidelskim: „powiesić go, powiesić!” Dwa dni później w Zakładach Przemysłu Metalowego im. Józefa Stalina, zwanych „Ceglorzem” wybuchł strajk. Ulicami Śródmieścia Poznania ruszył pochód tysięcy robotników rozwścieczonych niskimi pensjami, śrubowaniem norm, niesprawiedliwym systemem podatkowym oraz dysproporcjami w zarobkach. Pochód przerodził się w ponad stutysięczną demonstrację, a ta przeszła w brutalne walki uliczne. Wreszcie nastąpiła wojskowa pacyfikacja miasta.

Czytaj także: SUPER HISTORIA: Wakacje w maluchu

Na czele szli lakiernicy

Przodem pochodu szło około setki malarzy i lakierników. Za nimi sunął kilkunastotysięczny tłum robotników z Cegielskiego. Ludzie na widok pochodu zdejmowali czapki, stanęły autobusy i tramwaje. Do demonstracji dołączali przechodnie. Pojawiły się okrzyki „Precz z Ruskami!”. Pod gmach Komitetu Wojewódzkiego Partii zmierzało kilka pochodów, z różnych zakładów. Urzędnicy Komitetu zabarykadowali się od wewnątrz i wezwali na pomoc milicję, ale przybyły oddział dołączył do protestujących. Buchnęła pieśń „Boże, coś Polskę”, potem Rota. Pojawiła się plotka, że do Polski wrócił były premier Stanisław Mikołajczyk. Skandowano jego nazwisko. Gdy tłum wdarł się do gmachu KW, z okien wyleciały portrety dygnitarzy, czerwone sztandary i meble. Przez okna pokazywano frykasy przygotowane na przyjecie warszawskiej delegacji. To rozwścieczyło tłum.

Czytaj także: SUPER HISTORIA: Wybory czerwcowe 1989

Jak rwano murom zęby krat

Buchnęła plotka, że przywódcy protestu zostali uwięzieni w areszcie śledczym przy Młyńskiej. Tłum wyłamał jego bramy, wypuścił więźniów i uzbroił się w kilkadziesiąt sztuk broni palnej odebranej strażnikom. Grupy robotników rozbrajały komisariaty w całym mieście. Zdemolowano pomieszczenia stacji zagłuszającej w gmachu ZUS, zdobyto i zdemolowano budynek sądu. Wreszcie tłum ruszył na Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego. Pogłoska, jakoby funkcjonariusze tajnej policji otworzyli ogień, zabijając kobietę i dziecko, rozjuszyła tłum. W stronę okien poleciały butelki z benzyną. Strzały oddane z okien w stronę tłumu raniły idące na czele tramwajarki. Romek Strzałkowski, 13-latek, podniósł biało-czerwony sztandar, i wtedy zginął od kuli.

Wojsko nie zawsze z narodem

Tymczasem pod gmach UB zajechały czołgi z Oficerskiej Szkoły Wojsk Pancernych i Zmechanizowanych. Starszy mężczyzna z krzyżem w ręku wołał: „Jeśli jesteście Polakami, jeśli jesteście ludźmi, to nie będziecie strzelać do nas, Polaków!”. Wtedy odskoczył jeden z włazów, wyszedł z niego oficer i powiedział: „Wojsko polskie jest zawsze z narodem i nigdy przeciwko narodowi nie podniesie broni – jesteśmy z wami!”. Pośród nieopisanego entuzjazmu żołnierze oddali tłumowi broń. W tym czasie na terenie dworca zmasakrowano w akcie samosądu funkcjonariusza UB. Zaraz potem do miasta dotarły dywizje pancerne. Walczono z nimi z bram, rzucając butelki z benzyną. Wojsko użyło gazów łzawiących i karabinów maszynowych. Miejsca po rozpierzchłym tłumie zajęły wozy pancerne, czołgi i piechota. Rozkaz wydany przez dowodzącego akcją pacyfikacyjną brzmiał: „Użyć całej broni piechoty i broni pancernej, a jeśli się okaże potrzeba, to i artylerii”. Poznański czerwiec stłumiło 10 tys. żołnierzy oraz kilkaset czołgów i wozów opancerzonych.

Ofiary poznańskich wypadków

W wyniku walk z wojskiem zginęło 58 osób, w tym 50 cywilów, 4 żołnierzy, 1 milicjant i 3 funkcjonariuszy UB. Ranne zostały co najmniej 573 osoby, w tym 523 cywilów, 15 funkcjonariuszy UB, 7 funkcjonariuszy MO i 28 żołnierzy. Pośród cywilnych ofiar śmiertelnych było 11 chłopców mających mniej niż 17 lat.

Słynne słowa o rąbaniu

„Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewny, że mu tę rękę władza ludowa odrąbie” - mówił premier Józef Cyrankiewicz w przemówieniu radiowym po wypadkach czerwca 1956 r. „Zbrodniczy prowokatorzy wykorzystali istniejące bezsprzecznie bolączki i niezadowolenie w niektórych zakładach pracy” - zapewniał. „Komitet Centralny Partii i rząd opracowały plan działania, który pozwoli na stopniowe podnoszenie stopy życiowej mas pracujących” - obiecywał. Wreszcie zawyrokował, że „krew przelana w Poznaniu obciąża wrogie Polsce ośrodki imperialistyczne i reakcyjne podziemie, które są bezpośrednio sprawcami zajść”.

Proces dziewięciu

27 września rozpoczął się trzeci proces podejrzanych o zbrodnie popełnione w czasie wypadków czerwcowych, tzw. proces dziewięciu. Oskarżonymi byli Zenon Urbanek, Józef Pocztowy, Stanisław Jaworek, Ludwik Wierzbicki, Łukasz Piotrowski,Stanisław Kaufmann, Leon Olejniczak, Janusz Biegański oraz Jan Suwart. Zarzut wobec niektórych z nich głosił jakoby dopuścili się „ gwałtownego zamachu na funkcjonariuszy organów Bezpieczeństwa Publicznego znajdujących się w gmachu Wojewódzkiego Komitetu do spraw Bezpieczeństwa Publicznego”. Wszystkich oskarżono o nielegalne posiadanie broni. Za te przestępstwa groziło nawet dożywocie lub kara śmierci. Sąd wymierzył kary od 1,5 do 3 lat więzienia. Jan Suwart i Leon Olejniczak zostali uniewinnieni.

Plan sześcioletni

Plan sześcioletni, realizowany w latach 1950-55 był programem nie tylko gospodarczym, ale też ideologicznym, miał wprowadzić socjalizm. Zakładał wzrost produkcji przemysłowej i kolektywizację rolnictwa oraz poprawę stopy życiowej obywateli. Jego efekty nie były takie, jak oczekiwało społeczeństwo. Wprawdzie z punktu widzenia wskaźników ogólnogospodarczych plan sześcioletni został wykonany, a nawet przekroczony, ale ludziom żyło się coraz gorzej. Komuniści rozwijali przemysł zbrojeniowy kosztem produkcji żywności. Pogarszało się zaopatrzenie ludności miast, w sklepach brakowało podstawowych produktów higienicznych i jedzenia. BL

Odwilż gomułkowska

W czasie VIII Plenum, 21 października I sekretarzem KC PZPR został Władysław Gomułka. Zaczęła się odwilż. Gomułka zyskał ogromną sympatię społeczeństwa, ale szybko ją stracił, kiedy zaczął wycofywać się ze składanych obietnic. Na początku swoich rządów wprowadzał umiarkowane reformy, zlikwidował kołchozy, poprawił relacje z Kościołem, zwolnił więzionego kardynała Stefana Wyszyńskiego, usunął prawie wszystkich oficerów radzieckich z ludowego Wojska Polskiego. Za koniec odwilży uznaje się zamknięcie popularnego pisma „Po prostu” w październiku 1957 r., co wywołało kilkudniowe uliczne protesty w Warszawie i innych miastach.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki