W przeddzień śmierci Sylwia wybrała się z koleżanką i jej znajomymi do jednej z siedleckich dyskotek. Kiedy nie wróciła, następnego dnia rankiem zaczęła jej szukać rodzina. Powiadomiono policję i straż pożarną. Na leżącą w polu 25-latkę natknął się mieszkaniec sąsiedniej miejscowości. Zamarzniętą kobietę przewieziono do szpitala, ale jej reanimacja nie przyniosła rezultatów.
Rodzina nie wierzy w to, że Sylwia mogła z własnej woli wysiąść z samochodu w samej bluzce i iść do domu polami na skróty. - Ona nigdy nie piła alkoholu. Nie wspomnę o narkotykach, którym była przeciwna - mówi matka 25-latki. - Dowiedzieliśmy się, że ktoś przywiózł córkę do sąsiedniej miejscowości. Serce podpowiada mi, że Sylwia padła ofiarą bandziorów, którzy ją wykorzystali i porzucili na pewną śmierć - dodaje Jarosław Tobota (53 l.).
Okoliczności śmierci Sylwii wyjaśnia policja. - Nie stwierdziliśmy w zdarzeniu udziału osób trzecich. Będziemy jednak prowadzić postępowanie w kierunku ujawnienia osób, które mogły narazić kobietę na utratę życia lub zdrowia - mówi asp. Tomasz Zozula z komendy w Łosicach.
Policja i rodzina Sylwii proszą o kontakt ludzi, którzy widzieli 25-latkę w ostatnich godzinach jej życia.