Syn pacjenta ZASTRZELONEGO W SZPITALU przez policjantów: Nie powinni go zabijać!

2014-07-17 11:52

Nigdy nie uwierzę, że tatuś był zagrożeniem dla innych. Że trzeba było do niego strzelać jak do zwierzęcia... - twierdzi Bogusław Dworaczek (33 l.) z Rudy Śląskiej. Jego ojciec, według relacji lekarzy i policjantów, wpadł w szał w szpitalu w Rudzie Śląskiej. Biegał z nożami w rękach i straszył personel. Wezwani policjanci strzelili do niego dwa razy...

Horst Dworaczek (†56 l.) zmarł. - Sekcja wykazała, że przyczyną śmierci mężczyzny było wykrwawienie - stwierdził wczoraj Michał Szułczyński z prokuratury w Rudzie Śląskiej. Odmówił jednak podania bliższych szczegółów. Nie wiemy zatem dalej, czy pan Horst wykrwawił się przez strzały policjantów, czy był jakiś inny powód... Jak już pisaliśmy, mężczyzna trafił do szpitala w niedzielę. Miał pod prawą pachą niewielką ranę, ale to nie ona - według najbliższych - była przyczyną wezwania pogotowia. - Ojciec źle się poczuł. Skoczyło mu ciśnienie - twierdzi pan Bogusław. - Dlatego zadzwoniliśmy po pomoc. W szpitalu okazało się, że 56-latek ma płyn w płucach. - Około północy założono mu drenaż - opowiada syn zmarłego tragicznie pacjenta. Dramat w szpitalu rozegrał się w poniedziałek późnym wieczorem. Tego dnia rodzina odwiedzała pana Horsta dwukrotnie. Ostatni raz byli u niego około godz. 18. - Ojciec był w dobrym nastroju. Spokojnie z nami rozmawiał. Mówił, że jutro znowu będzie w domu. Nic nie wskazywało, że może dojść do takiej tragedii... - opowiada Bogusław Dworaczek To wersja rodziny pacjenta.

Jednak według personelu szpitala i policji około godz. 22 pan Horst miał dostać dzikiego napadu szału. Konieczna była interwencja policji. Funkcjonariusze, którzy zjawili się w szpitalu, musieli oddać do pana Horsta dwa strzały w obronie własnej. Rodzina zmarłego nie może w to uwierzyć. - Czemu po prostu nie zadzwonili po mnie, zamiast strzelać? - pyta pani Irena (52 l.), żona zmarłego. A syn pyta: - Czy to normalne, żeby człowieka mierzącego raptem 160 cm, osłabionego po zabiegu, nie można było obezwładnić? Czy trzeba było traktować go gazem i pałą, a wreszcie strzelać? Prokurator nie odpowiada na te pytania. A szpital milczy nawet na temat tego, jaki był oficjalny powód przyjęcia mężczyzny na oddział.

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki