SZOKUJĄCE wyznanie szwagra Dariusza P.! Rodzina od początku podejrzewała, że to on SPALIŁ ŻONĘ I DZIECI. "Była taka myśl, obawa..."

2014-04-01 14:27

Pierwszy raz po tym, jak wyszło na jaw, że to Dariusz P. może stać za tragedią w Jastrzębiu Zdroju, głos zabrali bliscy zmarłej w pożarze Joanny P. Brat kobiety wyznał w TVN, że dla rodziny od początku cała sprawa była mocno podejrzana. Liczyli na śledczych, bo nawet bali się pomyśleć, że ich obawy mogą się potwierdzić...

- To są sprawy, które nie mieszczą się w głowie, bo kim byłby człowiek, który by się dopuścił podłożenia ognia w domu, w którym śpi cała jego rodzina. To są historie rodem z powieści kryminalnych. Rzeczy, które zawsze się zdarzają daleko i u kogoś innego – mówi reporterowi "Uwagi!" wstrząśnięty Krzysztof Chromy, brat Joanny P.

Ale szczerze wyznaje, że cała rodzina od początku miała podejrzenie, że pożar nie był po prostu przypadkową tragedią. Skąd takie wątpliwości?

Okazuje się, że zaledwie kilka miesięcy wcześniej w domu państwa P. w Jastrzębiu Zdroju też wybuchł pożar. Ale szybko udało się go ugasić i nikomu nic się nie stało.

- Nikt z nas nie umiał sobie przypomnieć takiej sytuacji, żeby w domu pożar wybuchł dwa razy. Rozum to podpowiada. Była taka myśl, obawa, mieliśmy nadzieję, że śledztwo to szybko wyjaśni - przyznaje Krzysztof Chromy.

Starali się nie dopuszczać do siebie tej strasznej myśli tym bardziej że, na zewnątrz rodzina P. sprawiała wrażenie bardzo szczęśliwej.

- To były fajne dzieci: spokojne, takie ułożone. Czasem wydawało się, że za bardzo jak na swój wiek. Oczywiście zdarzały się bunty nastolatka, ale w umiarkowany sposób. Szwagier z siostrą często okazywali sobie uczucia, nawet publicznie. Gesty, pocałunki, to było u nich naturalne - opowiada w "Uwadze".

Ale pierwsze wątpliwości pojawiły się już podczas pogrzebu. Dariusz P. zachowywał się co najmniej dziwnie, jak na człowieka, który kilka dni wcześniej stracił żonę i czwórkę dzieci. To on pocieszał wszystkich, którzy podchodzili do niego z kondolencjami. - To było dla wszystkich niepojęte - wspomina brat Joanny P.

Obawy rodziny zaczęły się nasilać, kiedy po całej tragedii Dariusz P. odizolował się od najbliższych swojej zmarłej żony.

- Rzadko się widywaliśmy. Najczęściej to było: jak się trzymasz? Jak sobie radzisz? Co będziesz robił? W końcu żadne obawy i niepokoje nie dają prawa żeby osądzać kogokolwiek - tłumaczy się.

Teraz, kiedy Dariusz P. usłyszał zarzut zabicia swojej żony i dzieci, pan Grzegorz nie podałby ręki szwagrowi, ale chciałby spojrzeć mu w oczy.

- Myślę, że z tych oczu bym wyczytał wszystko co tam jest: ból, rozpacz, zawód ogromny. Tak sobie myślę: i tak będzie się pewnie tłumaczyć przed moją siostrą z tego co zrobił. I przed swoimi dziećmi - mówi z żalem w TVN.

Czytaj więcej: DARIUSZ P. PODPALIŁ RODZINĘ NOWE FAKTY. Od początku wiedziałem że to on podpalił rodzinę. To była nieudolna mistyfikacja

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki