Tak mnie załatwiły osy

2008-09-02 4:00

Atak roju rozjuszonych owadów na działce.

Koszmarnie opuchnięte policzki, oczy, usta. Trudno rozpoznać w tej cierpiącej, oszpeconej twarzy piękną Ewę Gulbicką (29 l.) z Olsztyna (woj. warmińsko-mazurskie). Na kobietę rzucił się rój rozsierdzonych os. Lekarze w ostatniej chwili uratowali jej życie.

Pani Ewa i je narzeczony wybrali się na działkę. Kobieta opalała się i czytała książkę, a jej ukochany pracował w ogródku.

- Nie wiem skąd, ale nagle pojawiły się przede mną osy - wspomina pani Ewa.

Wściekłe owady rzuciły się na nią, choć ich nie sprowokowała.

- Kąsały mnie w twarz. Uciekałam, ale one atakowały dalej. Gdy już opadałam z sił, zdołałam jeszcze krzyknąć: "Czarek, ratuj!" - opowiada.

Gdyby nie ukochany, atak os skończyłby się tragicznie. Zabójczy jad zaczął bowiem działać i pani Ewa straciła przytomność. Jej narzeczony błyskawicznie zawiózł ją do szpitala.

Lekarze natychmiast zrobili kobiecie potrzebne zastrzyki i podali kroplówkę.

- Czuję się już lepiej, ale te osy zapamiętam do końca życia - dodaje pani Ewa.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki