Tony Halik wydawał mi się śmiesznym

2009-08-24 7:00

Któż jej nie zna? Elżbieta Dzikowska (72 l.) - historyk sztuki, podróżniczka, reżyserka i operatorka filmowa, pisarka... To dzięki niej i jej drugiemu mężowi Tony'emu Halikowi w ponurych czasach komunizmu mogliśmy dowiedzieć się, jak wygląda świat. Tylko "Super Expressowi" pani Elżbieta opowiada o swoim życiu.

Moja historia zaczyna się na Podlasiu. W Międzyrzecu Podlaskim, gdzie się urodziłam, ukończyłam edukację podstawową i średnią. Najgorsze wspomnienia natomiast wiążą się z zamkiem w Lublinie.

Mój tatuś był w AK. Został aresztowany przez Niemców i skazany na karę śmierci. Właśnie tam. Tam też więziono mnie przez pół roku, za udział w nielegalnej młodzieżowej organizacji antykomunistycznej. Miałam wtedy 15 lat. Zwolniono mnie dzięki amnestii...W ciągu pół roku zrobiłam maturę. I właśnie w znacznej mierze przez te polityczne perturbacje studiowałam sinologię (chinoznawstwo) w Warszawie, bo było na niej tak niewiele osób. Uznano więc, że nie będę groźna politycznie. Zresztą nie przyjęto mnie od razu, zdawałam w terminie dodatkowym. Kiedy jednak, po trzecim roku, chciano mnie wysłać na studia do Chin - nie dostałam paszportu. Dopiero po odwilży 1956 r. mogłam wyjechać na 6 tygodni.

Wyjechałam zaraz... po ślubie z Andrzejem Dzikowskim. Była to pierwsza, studencka miłość. Zrazu rusycysta później polonista, odwiedzał swoje koleżanki w akademiku na Tamce i tam się poznaliśmy. Przez osiem lat wynajmowaliśmy mieszkanie z używalnością kuchni. Było ciężko, ale umieliśmy się cieszyć życiem. Jak się tylko dało, razem zwiedzaliśmy Polskę.

W latach 60. poznałam Tony'ego Halika. Po raz pierwszy zobaczyłam go w czarno-białym telewizorze marki Wisła. Opowiadał o skoczkach w Acapulco. Powiedziałam: jaki śmieszny facet - i go wyłączyłam. Prowadziłam wówczas dział Ameryki Łacińskiej w miesięczniku "Kontynenty" i kiedy wyjeżdżałam do Meksyku, poproszono mnie, żebym zrobiła z Tonym wywiad.

Zadzwoniłam do niego, ale zastałam tylko automatyczną sekretarkę, której zostawiłam numer kontaktowy. Tego samego dnia dowiedziałam się w polskiej ambasadzie, że moje stypendium przyznane przez rząd Peru jest już nieaktualne.

Na szczęście mój przyjaciel, sławny malarz José Luis Cuevas (75 l.), zaprosił mnie wtedy na obiad z prezydentem Meksyku Luisem Echeverrią Alvarezem (86 l.). Siedzieliśmy przy wspólnym stole i kiedy prezydent zapytał, jakie mam plany, opowiedziałam o swojej sytuacji. Na co prezydent: "niech pani nie spieszy się z wyjazdem, my damy pani stypendium".

Dzięki temu mogłam zostać w Meksyku i kiedy Tony wrócił z Gujany Francuskiej, to mnie odnalazł...

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki