Topienie marzanny

2010-03-15 3:00

Czy doroczne topienie marzanny - w ściekach, rzekach i kanałach, było prasłowiańskim obrządkiem w służbie socjalizmu? Czy było przejawem złośliwości komunistycznej władzy wobec Kościoła, który mimo wysiłku nie zwalczył odwiecznej zabobonności ludu?

Nic podobnego. Był to po prostu zwyczaj podtrzymywany siłą rozpędu od tak zwanej przedwojny. Bez specjalnej propagandy i wysiłku, nie licząc wysiłku tych, którzy ciężkie kukły musieli przytachać nad rzekę. Korowody niosące słomiane marzanny, dawniej zwane moranami, morami, marenami, śmiertkami, tudzież śmiercichami, sunęły co roku, 20 lub 21 marca, pierwszego dnia wiosny, czyli w dniu równonocy wiosennej.

Marzanna symbolizowała zimę i śmierć. Była demonem, którego należało unicestwić ogniem i wodą. Spalić, a jakby tego było mało, utopić. Jednak ze względu na przepisy przeciwpożarowe, wszechobowiązujące w poprzednim ustroju, marzanny tylko z rzadka były podpalane. Zwykle po prostu topiono je jednym celnym "plum". Choć zdarzało się, zwłaszcza w latach, kiedy zima za nic nie chciała popłynąć do morza, że kukły, niefortunnie rzucone do rzeki, lądowały na krach i wypływały na nich na szerokie wody. Tam elektryzowały policję rzeczną, szczególnie wyczuloną na wszystko, co pływa do góry brzuchem, mimo że najwyraźniej nie płynie stylowo na plecach. Tradycyjnie po 21 marca liczba zgłoszeń rzekomych topielców, którzy okazywali się słomianymi kukłami, wzbierała jak rzeka na wiosnę.

Święto wiosny w peerelowskim wydaniu nie było specjalnie radosne. Ulicami miast wlokły się strofowane przez nauczycieli szpalery uczniów, którym nie udało się po drodze niepostrzeżenie zerwać do kina. Pół biedy, jeśli rzeka była blisko szkoły. Topienie odbywało się szybko i można było iść do domu. Czasem jednak rzeka złośliwie płynęła za górą lub lasem, a wtedy topienie marzanny wymagało całodziennej wyprawy. Ogólniaki odpuściły sobie robienie słomianych kukieł. Starsza młodzież, bardziej świadoma sytuacji politycznej niż dzieci z podstawówki, miała niepokojące tendencje do upodabniania kukieł do przywódców państwa i partii, co bardzo źle wpływało na stosunek władz do tej pięknej prawie już świeckiej tradycji. Oraz na urodę topielic.

W czasach, kiedy każdy kawałek białego płótna był cenny, bo można było z niego zrobić użyteczne apteczne akcesoria niedostępne w aptekach, zanikła tradycja odziewania kukieł w białe szaty. Marzanny ubierano w co się dało, choćby stare szare kalesony. Najczęściej słomiane ciała okrywały kwieciste podomki z wypalonymi żelazkiem dziurami. Tych nie było szkoda, bo nylon nie chłonął wody, nie nadawał się więc nawet na ścierkę do podłogi. Socjalistyczna marzanna zwykle była niedobrze ubrana, wbrew prastarej tradycji, nakazującej topić kukłę w białej szacie. I kto wie? - może właśnie przez to wiosna wolności przyszła do Polski tak późno? Nie dość, że po tylu latach, to jeszcze w czerwcu!

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki