krew zbrodnia morderstwo zabił

i

Autor: Eastnews

Tragedia w Rybniku. 4-latek "wybuchł KRWIĄ" Rodzice oskarżają lekarzy

2017-09-06 20:09

Dramat w Rybniku! Rodzice 4-letniego Seweryna są zrozpaczeni po tym, jak ich synek nieoczekiwanie zmarł w szpitalu. Chłopiec źle się poczuł w nocy. Skarżył się na ból brzuszka. Nie mogący nic na to poradzić rodzice zabrali go do szpitala. Obwiniają lekarzy, że zbagatelizowali zły stan dziecka i nie uratowali go. - Zabili nam synka! Zawieźliśmy do szpitala dziecko, a wróciliśmy do domu z samymi bucikami i skarpetkami - mówią rodzice ze łzami w oczach.

Dramat rozegrał się w Rybniku w sobotę 2 września nad ranem. 4-letni Seweryn obudził się o 1. w nocy skarżąc się na ból brzuszka. - Myślałam, że to pęcherz, bo nie mógł się wysikać, a pokazywał cały czas, że chce siku. Miał sine usta. Ciężko oddychał. Brzuch miał twardy - opowiada w rozmowie z "Dziennikiem Zachodnim" pani Michalina, matka chłopca. Kiedy rodzice podjęli decyzję, aby przewieźć dziecko na SOR, zastali tam zamknięte drzwi. - Walimy do tych drzwi, nic. Pobiegłam jeszcze raz do okienka, wołam: Niech pani coś zrobi, bo nikt nie otwiera. W końcu otworzyli, tacy zaspani byli , tak się poprawiali. - relacjonuje matka. Seweryna poddano szeregowi badań, jednak czynności wydawały się być chaotyczne. Rodzice twierdzą, że przyjechali na SOR około 3. w nocy. Lekarz powiedział im, że dziecko jest w stanie krytycznym i ma zatkane jelitko. Prawdopodobnie musi zostać zoperowany jeśli jego stan się nie poprawi, jednak ma to nastąpić dopiero o 8 rano.

Po badaniu USG rodzice usłyszeli, że Seweryn prawdopodobnie nie musi jednak być operowany. - Myśmy dziękowali Bogu, że może bez tej operacji się obejdzie. Jeszcze by tam coś złapał nie daj Boże. Siostrzenica sepsę tam złapała - relacjonuje mama chłopca. Następnie udali się na oddział chirurgii dziecięcej. Tam lekarze nie mogli zdecydować, czy dziecko ma być podłączone do aparatury, czy nie, więc chłopiec był cały czas podłączany i odłączany. W pewnym momencie dziecku poszła krew z noska. Wtedy dramat zaczął rozwijać się w straszliwym tempie. - Dali mu maseczkę tlenową, niedobrze mu się zrobiło, zaczął wymiotować krwią, wszystko wypuszczać... Tyle krwi! On wybuchł! - mówią rodzice. - Starali się, żeby na poduszkę nie poleciało. Syn parsknął na pielęgniarkę krwią. Ona go puściła i poleciał na plecy. Druga pielęgniarka latała, nie wiedziała co robić, była w takim szoku - opowiadają.

- Boże dzwońcie po ordynatora, lekarza - dziecko mi umiera! - wrzeszczałam, ile wlezie. Gdy poleciał na plecy, wtedy prawdopodobnie się zadławił. Waliłam go w te plecy, żeby go ocucić. Mówię: Synu wstań. On już nie żył - rozpacza matka. Rodzice wezwali wcześniej policję, ponieważ, jak sami twierdzą, nie podobał im się lekarz. - Wydawało mi się, że jest „wczorajszy". Jak zobaczyłam, jak wolno się porusza, jak mówi. Czy on nie był pijany? - opowiada matka. Badanie alkomatem nie wykazało nietrzeźwości lekarza. Rodzice obwiniają szpital i lekarzy, że dziecko nie trafiło od razu na stół operacyjny.

Zobacz: SZOK w Łodzi! Rodzice RZUCALI w siebie NIEMOWLAKIEM?! Dziecko jest w szpitalu [ZDJĘCIA]

Przeczytaj też: Gliwice: W mieszkaniu znaleziono WYGŁODZONE 7-miesięczne dziecko

Polecamy: Tragedia w szpitalu w USA! Udusiła dziecko piersiami

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki