Burek nie działał sam. Na filmie z monitoringu dobrze widać, jak dowodzi zgrają bezpańskich psów, które osaczają stado krów. Krasule usiłują uciec, ale jedna z nich, wyraźnie słabsza od innych, nie może nadążyć. Kąsana przez burka w ogon, nogi i wymiona, pada na środku niewielkiego zamarzniętego stawku.
- Słaba była, bo brzemienna. Zabraliśmy ją do obórki, ale już nic nie dało się zrobić. Wdało się zakażenie i nawet weterynarz nie pomógł. Tylko jego udało się uratować – Marek Krystkiewicz pieszczotliwie głaszcze ślicznego, czarno-białego cielaczka. - Weterynarz wyciągnął go z łona zdychającej matki – dodaje rolnik.
Śmierć krasuli była finałem nieporozumień, które zaczęły się, gdy w maju sąsiad Krystkiewiczów zmajstrował zbiornik na gnojowicę. - Bez pozwolenia wyciął drzewa i zasypał stawek, więc zgłosiliśmy to do gminy. W rewanżu słyszeliśmy wyzwiska – mówi Marzena Krystkiewcz (40 l.).
- Ja tam konfliktów nie potrzebuję, chciałbym, żebyśmy żyli w pokoju, ale sąsiedzi ciągle coś wymyślają – odbija piłeczkę Romuald Gostkiewicz (64 l.). Po chwili przyznaje, że jego Azor faktycznie wydostał się z posesji i pogonił krowę sąsiada. Nie wykluczone, że sprawa znajdzie swój finał w sądzie, jeśli Krystkiewiczowie zechcą dochodzić odszkodowania za padłe zwierzę. No chyba, że pogodzą się z sąsiadami przed Wigilia.