W III RP działało komando od "mokrej roboty"?

2008-12-01 18:45

Byłego premiera Piotra Jaroszewicza i księży opozycjonistów mogli zabić ci sami funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa: dwóch mężczyzn i jasnowłosa kobieta.

Do takich wniosków doszli po przeprowadzonym śledztwie dziennikarze "Wprost". Kim byli członkowie "komanda śmierci"? Dwóch mężczyzn, w tym jeden o atletycznej posturze, i kobieta o jasnych, krótkich włosach.

Tak zapamiętał ich świadek, który rankiem 1 września 1992 roku, spacerując z psem, widział, jak te trzy osoby wybiegły z willi Jaroszewicza w Aninie. Podobny rysopis podał kierowca autobusu komunikacji warszawskiej miejskiej, który składał zeznania w sprawie zamordowania ks. Stefana Niedzielaka, proboszcza parafii na Powązkach. Dwóch mężczyzn i kobietę o jasnych włosach zapamiętała także Marianna K., gospodyni plebanii na Dojlidach w Białymstoku, gdzie znaleziono ciało ks. Stanisława Suchowolca.

- Wiele śladów wskazuje na to, że istniało komando do "mokrej roboty", które zabijało na polecenie najważniejszych polityków PRL - uważa Piotr Łysakowski, historyk z IPN.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki