Za destrukcję politykiodpo wiada prezydent

2008-12-22 4:50

Weta Lecha Kaczyńskiego psują państwo - mówi prof. Ireneusz Krzemiński.

Kolejne decyzje pana prezydenta Kaczyńskiego, wetujące przygotowane przez rząd ustawy, każą postawić pytanie: co dalej z polską polityką? Słowo to bowiem, odnosząc się do demokratycznej władzy, oznaczać powinno decyzje możliwie racjonalne i zadowalające ogół obywateli. Mające na celu rozwiązanie palących problemów lub realizację różnych interesów społecznych.

Dlatego też polityka nie może obyć się bez publicznej, społecznej debaty. Nawet w niedemokratycznych systemach w mniejszym lub większym stopniu podejmowanie szczególnie istotnych decyzji bez takiej debaty, choćby ograniczonej i kontrolowanej, nie może się obejść. W parlamentarnej demokracji oderwanie polityki od dyskusji wydaje się w ogóle czymś nie do pomyślenia. Bo to właśnie dyskusja wypracowuje rozwiązania możliwie racjonalne i prowadzące do porozumienia między reprezentantami choćby sprzecznych w punkcie wyjścia rozwiązań i poglądów.

Debata demokratyczna zakłada, że przedstawiciele różnych bytów politycznych, partii, organizacji, organów państwa i grup zwykłych obywateli - że oni wszyscy prowadzą dyskusję po to, aby niezależnie od własnych pragnień uzgodnić coś wspólnie, dla wspólnego dobra i w interesie przyszłości społeczeństwa. Z historii własnego narodu wiemy, że dyskusja niekiedy może się ciągnąć w nieskończoność i wcale nie prowadzić do przyjęcia wspólnych, rozsądnych rozwiązań. Dlatego też współczesne demokracje wypracowały - obok dyskusji, która może się toczyć swobodnie i bez ograniczeń - także sposób podejmowania decyzji większością głosów. Stąd też parlamenty symbolizują na ogół dobrze ten ład polityczny. Oczywiście, polityka jest nie tylko poszukiwaniem najlepszych społecznie rozwiązań, uwzględniać musi także interesy rządzących. Właśnie ze względu na to ma jeszcze jeden ważny aspekt: musi uwzględniać obraz, jaki wytwarzają sobie obywatele na temat swych reprezentantów podejmujących decyzje, na przykład ustawodawcze.

Jak wiadomo od dawien dawna stanowi to ograniczenie racjonalności demokracji, bo w różnych sytuacjach może się bardziej opłacać różnym przedstawicielom demokratycznego ludu działać nieracjonalnie, ale za to w sposób, który schlebia ogółowi albo jakimś wybranym grupom obywateli. Wszak ich głosy będą w przyszłości decydować o ponownym wyborze albo o wyborczej klęsce. Zatem polityka jest w jakimś aspekcie zawsze pewną grą racjami i wartościami - ale na ogół zachowana jest równowaga między tym szlachetnym i tym cynicznym aspektem.

W dzisiejszej Polsce okazuje się, że polityka jako debata, która prowadzi do przyjęcia rozwiązań możliwie najrozsądniejszych, dających przynajmniej szanse zapewnienia dobrej przyszłości społeczeństwu, jest właściwie w zaniku. Kolejne weta prezydenta tak naprawdę negują możliwość racjonalnego porozumienia aktorów politycznych, którzy toczą ze sobą walkę o wpływy. I to, czyje górą - staje się podstawową dewizą działania politycznego. Zarówno zanegowanie niezwykle potrzebnych ustaw, jak tych regulujących działanie służby zdrowia, jak i ustawy pomostowej, która ma zlikwidować swoistą, emerytalną patologię, z jaką mamy do czynienia, oznacza powrót, w jakiejś pokrętnej formie, tej postawy, która kiedyś wiązała się z polskim liberum veto. Negowanie ustaw bowiem albo opiera się na populistycznych hasłach, albo na demagogii politycznych sojuszników.

Dla mnie osobiście jest jakimś historycznym nieszczęściem, że związek zawodowy Solidarność stał się tubą polityczną PiS-u i pana prezydenta, zapominając o tej tradycji, która go niegdyś stworzyła. A była to tradycja dążenia do możliwie racjonalnych, możliwie rozsądnych rozwiązań, i to w czasach, kiedy było bardzo trudno o prawdziwą społeczną racjonalność. Okazuje się jednak, że w demokratycznej rzeczywistości może także zdarzyć się sytuacja, w której porozumienie w imię wspólnych interesów staje się niemożliwe. Polityczna prywata bierze górę nad odpowiedzialnością za całość społeczeństwa. Wbrew demagogii niektórych działaczy związkowych (i to właśnie solidarnościowych) jestem przekonany, że dyskusja ze związkowcami na temat nowych rozwiązań emerytalnych była wyczerpująca i rzetelna. Kto jak kto, ale minister Boni zasługuje tutaj na pełne zaufanie. Zresztą było widoczne, iż ustawa w trakcie powstawania i uchwalania uwzględniała różne postulaty związkowe. Nic dziwnego, że rząd chciał w pewnym momencie sprostać powadze sytuacji i ominąć brak ustawy.

Pojawiły się już głosy krytyczne, mówiące zgoła o samozwańczej i dyktatorskiej władzy rządu. Ale to głosy równie demagogiczne jak te, które groziły wybuchem społecznego niepokoju, gdyby uchwalono nową ustawę emerytalną. I równie nieuzasadnione, bo proponowane rozwiązania tak czy inaczej zgodne są z interesem ogółu Polaków. Raczej warto się zastanowić, co zrobić, aby przywrócić w Polsce politykę - a więc możliwość porozumienia się głównych aktorów. Obecna sytuacja jest niszczeniem i polityki, i demokracji. Nie mówiąc już o wspólnocie…

Prof. Ireneusz Krzemiński

Kierownik Pracowni Teorii Zmiany Społecznej Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Ma 59 lat

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki