Wszystko wydarzyło się w środę wieczorem. Pociąg jadący z Łochowa do Warszawy Wileńskiej ruszył ze stacji Zielonka. W połowie drogi do stacji Ząbki, na niestrzeżonym przejeździe na torach nagle pojawił się ciemny passat.
Maszynista nie miał szans, żeby zareagować. Rozpędzony pociąg z impetem wbił się w bok osobówki. Pchał wrak przed sobą przez około 200 metrów. W środku pomiędzy pogiętymi fragmentami blachy widać było zakrwawionego kierowcę.
Na miejscu po chwili pojawiły się wszystkie służby. Strażacy musieli pociąć karoserię auta, żeby dostać się do środka wraku. Wydobyli ciało, a lekarz mógł już tylko stwierdzić śmierć na miejscu.
- Nie wiem, skąd to auto wzięło się na torach, pojawiło się dosłownie znikąd - opowiadał po wypadku wstrząśnięty maszynista.
Wszystko wskazuje na to, że mogło to być samobójstwo. Z relacji świadków wynika, że passat stał przy przejeździe z wyłączonymi światłami i ruszył, kiedy pociąg wjeżdżał na przejazd. Jak dowiedział się nieoficjalnie "Super Express", kierowca auta wcześniej pokłócił się z rodziną i zapowiadał, że ze sobą skończy.
Jednak policjanci nie wykluczają, że mógł być to również wypadek. - Śledczy ustalają okoliczności tego zdarzenia - wyjaśnia asp. sztab. Tomasz Sitek z wołomińskiej policji.