Zginął w zderzeniu z koniem

2008-10-11 6:00

- Mojego Ryśka zabił koń - rozpacza Bernard Słomba (42 l.) z Łączek Brzeskich (woj. podkarpackie). Jego ukochany syn Ryszard ( 19 l.) wracał właśnie do domu swoim samochodem, kiedy nagle prosto pod koła wyskoczyła mu klacz.

Nieszczęsny chłopak nie miał prawa przeżyć zderzenia z wielkim zwierzem.

Taka tragedia mogła się przytrafić każdemu, nawet najbardziej doświadczonemu kierowcy. Ryszard nie szarżował. Spokojny, pracowity chłopak, który właśnie miał zacząć studia na Politechnice Rzeszowskiej, wiedział, że nie warto dociskać gazu.

Wszystko przez noc

Niestety, było już bardzo późno i drogę, którą jechał, okryły nieprzeniknione ciemności. A jechał wśród łąk, na których pasły się dorodne klacze. Nagle jedna z nich poczuła zew - z triumfalnym rżeniem przeskoczyła ogrodzenie i wpadła prosto pod koła samochodu...

Ryszard był bez szans. Gdy zauważył zwierzę, było już za późno. Nie zdążył zahamować.

Nie miał szans

To była masakra. W jednej sekundzie rozległ się ogłuszający jęk miażdżonej stali oraz mrożące krew w żyłach rżenie konającego w męczarniach zwierzęcia. Choć Ryszard nie jechał szybko, siła zderzenia była na tyle wielka, że dosłownie zmiażdżyło cały przód jego samochodu. Z nieszczęsnym kierowcą uwięzionym w środku. Młody mężczyzna nie miał prawa tego przeżyć.

Rozpacz rodziny

W jego domu panuje teraz żałoba. Każdy na swój sposób stara się jakoś oswoić z przerażającą myślą, że Ryszarda nie ma już wśród żywych.

- "Wyskoczę tylko na chwilę" - tak mi powiedział... - z oczu pana Bernarda płyną łzy, kiedy wspomina syna. - W sobotę nasz Rysiek miał rozpocząć swoje wymarzone studia na politechnice w Rzeszowie. Tak przygotowywał się do tego dnia. Nawet samochód, w którym teraz zginął, kupił po to, by dojeżdżać na zajęcia... - dodaje zrozpaczony mężczyzna.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki