Sprawa księdza Romana B. wybuchła 10 lat temu. Jego ofiara - drobna, zagubiona kilkunastoletnia dziewczynka - opowiedziała szkolnej pedagog, co przez kilkanaście miesięcy robił jej katecheta. Najpierw namówił rodziców dziewczynki, że zabierze ją – dla jej dobra – do szkoły z internatem. Internatem okazało się jednak puste mieszkanie, w którym pedofil w sutannie uczynił ze swej ofiary seksualną niewolnicę. Gwałty i bicie było na porządku dziennym, a wszystko to pod rzekomym płaszczykiem opieki.
Roman B. nie uniknął sprawiedliwości, jednak po czterech latach odsiadki wrócił do… odprawiania mszy. Towarzystwo Chrystusowe nie wyrzuciło go, tylko przeniosło do domu seniora. Dopiero w grudniu 2017 roku usunęło go ze swych szeregów, gdy toczył się już proces wytoczony chrystusowcom przez ofiarę pedofila.
Dorosła już kobieta zdecydowała się wytoczyć chrystusowcom proces cywilny. Pierwszy wyrok w tej sprawie zapadł już w styczniu tego roku. Już wtedy Sąd Okręgowy w Poznaniu przyznał kobiecie milion złotych zadośćuczynienia od chrystusowców oraz 800 złotych miesięcznie dożywotniej renty. Wyrok uznano za przełomowy, bo po raz pierwszy przesądzono odpowiedzialność cywilną Kościoła.
Obydwie strony złożyły apelację (kobieta uważała, że należy jej się wyższe odszkodowanie i pisemne przeprosiny, natomiast Zgromadzenie Chrystusowe podważało swoją odpowiedzialność za czyny byłego już księdza). Ostatecznie na początku października Sąd Apelacyjny w Poznaniu utrzymał wyrok milionowego odszkodowania dla poszkodowanej.
W rozmowie z TVN24 pełnomocnik zgromadzenia poinformował (zapowiadając jednocześnie złożenie kasacji od wyroku):
Nie kwestionujemy wyroku prawomocnego sądu apelacyjnego. Nie możemy nie płacić, bo niepłacenie powoduje, że byłaby wszczęta egzekucja. Dlatego cała kwota objęta wyrokiem została już uregulowana. To kwota z odsetkami oraz renta wstecz. Kolejne renty będą wypłacane już na bieżąco i to bezpośrednio na konto pokrzywdzonej.