Jak uważają ekolodzy, Turcja od dawna przedkłada wzrost gospodarczy nad kwestie środowiskowe i pozostaje jedynym krajem G20 poza Stanami Zjednoczonymi, który jeszcze nie ratyfikował porozumienia paryskiego z 2015 r. - Wszyscy wiedzą, że zbiorniki wodne muszą zostać zachowane, zwłaszcza w przypadku epizodów suszy, które stają się coraz bardziej dotkliwe i długotrwałe - powiedział brytyjskiemu dziennikowi „The Guardian” dr Ümit Şahin, który zajmuje się globalnymi zmianami klimatycznymi i polityką środowiskową na Uniwersytecie Sabancı w Stambule.
Najgorsza sytuacja jest w Stambule, według inżynierów tam wody może wystarczyć przez 45 dni. Słabe opady deszczu doprowadziły do najpoważniejszej od dziesięciu lat suszy w kraju i spowodowały, że 17 milionów ludzi jest bliskich deficytu wody. Burmistrz Ankary powiedział, że stolica ma jeszcze 110 dni na zapory i zbiorniki wodne. Fatalne prognozy dotyczą też miast İzmir i Bursa. One również zmagają się z wypełnianiem zapór wodnych, które są odpowiednio wypełnione w około 36 proc. i 24 proc.. Rolnicy na obszarach uprawy pszenicy, takich jak równina Konya i prowincja Edirne na granicy z Grecją i Bułgarią otrzymali ostrzeżenie o nieurodzaju.
Turcja jest krajem „z niedoborem wody”, a od lat 80. XX wieku stanęła w obliczu kilku susz z powodu połączenia wzrostu populacji, industrializacji, niekontrolowanej zabudowy miejskiej i zmiany klimatu. Krytycznie niski poziom opadów w drugiej połowie 2020 roku - zbliżający się do 50% rok do roku w listopadzie - skłonił instytucje religijne do poinstruowania imamów i ich kongregacji, aby modlili się o deszcz.