To, co w dzieciństwie spotkało bodaj najbardziej znanego kulturystę wśród aktorów, jest wstrząsające. Arnold Schwarzenegger, dziś 75-letni, o doświadczeniach trudnego dzieciństwa opowiedział w najnowszym dokumencie Netfliksa. Gwiazdor urodził się dwa lata po zakończeniu drugiej wojny światowej i właśnie wojnę w dużej mierze obarcza tym, co działo się w jego rodzinie. Arnold wychowywał się w austriackiej wiosce jako syn Aurelii i Gustava, szefa policji, który brał czynny udział w walkach na froncie. "Mój ojciec spędził trzy dni pod gruzami zbombardowanego budynku. Wtedy przegrali wojnę. Wrócili do domu bardzo przygnębieni. Austria była krajem złamanych ludzi' - mówi, cytowany przez "The Sun".
Piekło w domu Schwarzeneggera. "Bicie, maltretowanie, alkohol"
Aktor nazywa swego ojca tyranem, robiącym wszystko, by zamienić życie jego i jego starszego o rok brata Meinharda w piekło. Terroryzował ich, maltretował, bił pasem. Zmuszał do pracy, by "zarobili" na posiłki. Kazał im rywalizować - w życiu, sporcie, nauce. Sprawdzał nawet, który z nich wybrał ładniejsze kwiaty na dzień matki. "Wracał do domu pijany o trzeciej nad ranem i krzyczał. Budziliśmy się z bijącym sercem i wiedzieliśmy, że w każdej chwili może uderzyć matkę lub oszaleć z wściekłości" - mówi aktor. Jednocześnie zaznacza, że tata prawdopodobnie cierpiał z powodu doświadczeń wojny.
Brat Schwarzeneggera zginął w strasznym wypadku. "To go zabiło"
Arnold, nie mogąc znieść przemocy, jako nastolatek uciekł z Austrii, a jako 21-latek przeniósł się do Stanów Zjednoczonych, gdzie rozpoczął karierę jako kulturysta. To właśnie w USA, w czasie zawodów, dowiedział się o śmierci ukochanego brata. Meinhard zginął w 1971 w wypadku samochodowym. Był pod wpływem alkoholu, miał zaledwie 25 lat. "Brutalność, z jaką mieliśmy do czynienia w domu, bicie, tego wszystkiego nie mógł znieść. Był dużo delikatniejszy, zaczął pić. Ta przemoc ojca go zabiła" - zdradza.