Donald Trump o katastrofie lotniczej w Indiach. "Wyglądało to tak, jakby silniki straciły moc"
Mnożą się komentarze na temat wielkiej katastrofy lotniczej w Indiach. Przypominamy, że 13 czerwca zginęło w niej 290 osób. Ofiary to 241 osób z samolotu Air India lecącego do Londynu, pozostałe osoby były w budynkach, na które runęła maszyna. Przeżyła jedna osoba. Viswash Kumar Ramesh (40 l.), Brytyjczyk hinduskiego pochodzenia nie tylko żyje i o to życie nie musi walczyć, to jeszcze po katastrofie zadzwonił do ojca wśród szczątków maszyny i powiedział, ze samolot się rozbił, a potem udzielał wywiadów. Teraz na temat tragedii wypowiedział się także prezydent Stanów Zjednoczonych. Donald Trump ma swoje domysły na temat tego, dlaczego Boeing 787-8 Dreamliner linii Air India roztrzaskał się chwilę po starcie. Jego zdaniem nie było eksplozji mogącej wskazywać na przykład na zamach.
"Nie wyglądało na to, żeby doszło do eksplozji. Wyglądało to tak, jakby silniki straciły moc"
Prezydent USA stawia na awarię silników, podobnie zresztą jak kapitan Tadeusz Wrona: "Nikt nie ma pojęcia, co to mogło być. Ale dałem im kilka wskazówek. Powiedziałem: 'może to sprawdźcie'. Bo wiecie, widzieliśmy samolot. Wyglądał, jakby leciał całkiem dobrze. Nie wyglądało na to, żeby doszło do eksplozji. Wyglądało to tak, jakby silniki straciły moc, ale rany, to okropna katastrofa. Jedna z najgorszych w historii lotnictwa" - mówił Trump. "Katastrofa samolotu była straszna. (...) To duży kraj, silny kraj, poradzą z tym sobie, jestem pewien - ale dałem im znać, że cokolwiek możemy zrobić, natychmiast to zrobimy" - stwierdził prezydent, odpowiadając na pytania dziennikarzy w Białym Domu.