Tragiczny wypadek w USA. Maszyna do rezonansu magnetycznego zabiła 61-latka
Miało być banalne badanie kolana, a skończyło się tragedią! Choć aż trudno w to uwierzyć, maszyna do rezonansu magnetycznego zabiła 61-latka na oczach jego żony. Jak doszło do tragedii? CNN podaje, że dramat rozegrał się w ośrodku Nassau Open MRI w Westbury na Long Island w stanie Nowy Jork. Niejaka Adrienne Jones-McAllister udała się tam z mężem na rezonans magnetyczny kolana. Badanie przebiegło spokojnie, a po wszystkim kobieta poprosiła męża, by pomógł jej wstać. 61-latek podszedł do maszyny i zaczął pomagać żonie, gdy nagle... maszyna zaczęła go wciągać! „Zawołałam: Keith, Keith, pomóż mi wstać” — opowiadała załamana kobieta amerykańskim dziennikarzom. „W jednej chwili maszyna go obróciła, wciągnęła i uderzył w nią całym ciałem. Krzyczałam: Wyłączcie to cholerstwo! Dzwońcie po karetkę!”.
"To podstawowa zasada – w sali do rezonansu magnetycznego nie może być żadnych metalowych przedmiotów"
Jak to wszystko było możliwe? Okazuje się, że mężczyzna miał na szyi ważący aż 9 kilogramów łańcuch, którego używał do treningów. Tymczasem pole magnetyczne wytwarzane przez rezonans jest na tyle silne, że potrafi przemieścić z ogromną siłą wszystko, co zawiera żelazo. Cytowana przez CNNN radiolog dr Rebecca Smith-Bindman komentowała: „To podstawowa zasada – w sali do rezonansu magnetycznego nie może być żadnych metalowych przedmiotów. Ani w pacjencie, ani poza nim”. Nie wiadomo jeszcze, dlaczego Keith McAllister w ogóle wszedł do pomieszczenia z aktywnym rezonansem – czy był to błąd technika, zbyt swobodna atmosfera w placówce, czy brak przeszkolenia. Policja prowadzi śledztwo. Ośrodek, w którym doszło do wypadku, odmówił komentarza.