Ojciec zgłosił na policji porwanie córki. Wkrótce został zatrzymany i oskarżony o zabójstwo
"Porwali mi dziecko!" - takie zgłoszenie otrzymali policjanci ze stanu Nowy Jork od Luciano Frattolina (45 l.), kiedy przyjechał na komisariat. Opowieść mężczyzny z Kanady przerażała. Jak relacjonował, zabrał 9-letnią córkę Melinę na wycieczkę do USA. W pewnym momencie na chwilę zaparkował w pobliżu autostrady I-87, by załatwić potrzebę fizjologiczną. Ale gdy po krótkiej chwili wrócił, dziecka nie było w samochodzie, zaś na horyzoncie według relacji ojca znikał tajemniczy biały van. Policjanci wydali specjalny alert, ruszyły poszukiwania. Nie trwały długo. Już kilka godzin później ciało zaginionej dziewczynki odnaleziono ukryte pod pniem drzewa w płytkiej wodzie w okolicach Ticonderogi, niespelna 50 kilometrów od miejsca rzekomego porwania.
Ojciec nie przyznaje się do winy. Nie był wcześniej karany, ale miał długi alimentacyjne
Śledczy szybko ustalili, że wersja ojca nie trzyma się kupy. W dodatku wyszły na jaw niepokojące fakty na temat Frattolina, z pozoru zamożnego biznesmena z branży kawowej, który pisał w sieci rzeczy w rodzaju "Jestem uzależniony od Porsche". Okazało się, że żył ponad stan, jednocześnie tonąc w długach. W tym alimentacyjnych, bo z matką Meliny był rozwiedziony od sześciu lat, a dziewczynka mieszkała na stałe z matką. Wyjazd z ojcem na wakacje był jedną z niewielu wspólnych chwil. 9-latka miała zostać odstawiona do domu następnego dnia po rzekomym porwaniu. Jednocześnie mężczyzna nie był notowany przez policję, brak było jakichkolwiek zgłoszeń o awanturach czy przemocy domowej. Mimo to prokuratura uznała, że dowody przeciwko niemu są na tyle mocne, by został aresztowany i osadzony w więzieniu hrabstwa Essex. Usłyszał zarzuty morderstwa drugiego stopnia i ukrycia zwłok. Grozi mu dożywocie. Nie przyznał się do winy, ma stanąć przed sądem 25 lipca. Przyczynę śmierci Meliny wyjaśni dopiero sekcja zwłok.
