Czyżby to przez rodzinną awanturę doszło do tak wielkiej tragedii?! Wczoraj po południu na ostatnich piętrach 13-kondygnacyjnego bloku w czeskim Boguminie na Zaolziu pojawił się ogień. Prawdopodobnie zaczęło się od mieszkania na 11. piętrze. Ogień rozprzestrzeniał się tak szybko, że nie było czasu na ucieczkę schodami. Zdesperowani ludzie otwierali okna i wiedząc, że nie mają szans na przeżycie, skakali w dół, byle tylko uniknąć śmierci w płomieniach.
Według relacji świadków wśród skaczących z okien była m.in. babcia z wnukiem. W sumie zginęło aż 11 osób - sześć w ogniu, pięć poprzez skok z wysokości. Tymczasem według czeskiego "Blesku" pod blokiem przechadzał się mężczyzna, który spokojnie oznajmił policji, że to on podpalił budynek. W kajdankach został odprowadzony do radiowozu. Według mieszkańców w bloku dochodziło do kłótni rodzinnych i sąsiedzkich i to one mogły stać się zarzewiem dramatu.