Znowu starcia między Tajlandią a Kambodżą. Strzały i wybuchy na granicy. Zawieszenie broni trwało dwa miesiące
26 października Donald Trump uroczyście ogłosił zawarcie porozumienia pokojowego, które wynegocjował między dwoma państwami Azji Południowo-Wschodniej. Między Tajlandią i Kambodżą latem doszło do krwawych walk na tle sporu granicznego. Zginęły wtedy co najmniej 43 osoby, a około 300 tys. musiało zostać ewakuowanych. Niestety, pokój Trumpa nie trwał długo. Dziś, w poniedziałek 8 grudnia na granicy Tajlandii i Kambodży znowu miały miejsce zbrojne starcia. W mediach społecznościowych pojawiają się doniesienia o wybuchach, wystrzałach i uciekających cywilach. Co się stało? Obie strony oskarżają się nawzajem o złamanie porozumienia pokojowego i rozpoczęcie walk. Zarówno przedstawicieli Tajlandii, jak i Kambodży zapewniają, że to nie oni zaczęli, a tylko się bronili. Na razie potwierdzono śmierć jednej osoby, tajskiego żołnierza.
Każda ze stron konfliktu twierdzi, że to druga strona jest winna. Zginęła jedna osoba
Tajlandzka armia ogłosiła, że to Kambodża rozpoczęła niebezpieczne działania około godz. 3 nad ranem, przemieszczając jednostki bojowe i przygotowując elementy wsparcia ogniowego, z kolei Kambodża zaprzecza tym doniesieniom, nazywając je „fałszywymi informacjami”. „Kierując się duchem przestrzegania wszystkich wcześniejszych porozumień i pokojowego rozwiązywania konfliktów zgodnie z prawem międzynarodowym, Kambodża nie odpowiedziała w ogóle podczas obu ataków i nadal monitoruje sytuację z najwyższą czujnością i najwyższą ostrożnością” – przekazały władze tego kraju. Z kolei rzecznik armii Tajlandii generał Winthai Suvaree powiedział, że jego kraj przeprowadził naloty wymierzone w kambodżańską infrastrukturę wojskową i były odwetem za wcześniejszy atak tego kraju. "Celem były stanowiska (...) w rejonie przełęczy Chong An Ma, ponieważ stamtąd użyto artylerii i moździerzy do ataku na naszą bazę Anupong, gdzie zginął jeden żołnierz" - powiedział Suvaree.