płuco serce ECMO

i

Autor: UMWO

Gdy nic nie pomaga. TERAPIA OSTATNIEJ SZANSY urządzeniem za 370 tys. zł

2021-01-22 16:00

W komunikatach rządowych ukazujących rozmiar epidemii i jej skutków podaje się m.in., ile jest respiratorów wykorzystywanych i ile mamy jeszcze w rezerwie. Wydaje się, że respirator to jedyna możliwość uratowania życia kogoś, komu C-19 tak zniszczył płuca, że nie może samodzielnie oddychać. Nie, jest jeszcze terapia ostatniej szansy!

Urządzenie, które daję nadzieję na uratowanie życia pacjenta, często nazywa się płuco-sercem, gdyż zastępuje przez jakiś czas pracę obu narządów, a fachowo to ECMO. To akronim od angielskiego określenia: ExtraCorporeal Membrane Oxygenation. Po naszemu: zewnątrz ustrojowe utlenowanie krwi. Od wielu lat ECMO używane jest w kardiochirurgii, a teraz także w ratowaniu pacjentów covidowych z ciężkimi niewydolnościami oddechowymi. Maszyna, prezentowana na zdjęciu, to układ zawierający pompę oraz oksygenator, pozwalający zastąpić przez pewien czas pracę płuc i/lub serca. EMCO jest techniką inwazyjną, przez co samą w sobie ryzykowną. Stosuje się ją po nieskutecznym wykorzystaniu wszystkich innych środków, który zastosowanie nie poprawiło wydolności oddechowej leczonego.

EMCO nie leczy, ale daje czas na ratowanie chorego. Bez zastosowania tej maszyny, pacjentowi pisany jest zgon. – Jak wiadomo, wirus uszkadza płuca. W momencie kiedy to uszkodzenie jest jeszcze niewielkie, wystarczy leczenie wspomagające – podawany tlen, a później leczenie respiratorem, czyli mechaniczną wentylacją. Natomiast u dużej części tych pacjentów zniszczenie płuc jest tak duże, że nie ma już możliwości wprowadzania tlenu do organizmu poprzez płuca, czyli poprzez mechaniczną wentylację poprzez respirator – wyjaśnia Newserii Innowacje kardiochirurg dr n. med. Grzegorz Suwalski.

Super Raport 22.01 (Goście: Jacek Jaśkowiak - prezydent Poznania, PO; Maciej Hamankiewicz - lekarz oraz Joanna Mucha - Polska 2050)

W Polsce jest niewiele ośrodków dysponujących ECMO. Mają je najczęściej ośrodki kardiochirurgiczne, w świecie wyposażone są w nie także oddziały intensywnej terapii (OIT). W grudniu ub. roku Urząd Marszałkowski Województwa Opolskiego kupił taki aparat dla Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego, a ściślej dla działającego przy nim (od 2019 r.) Regionalnego Centrum ECMO. Jest to de facto OIT, co – jak na polskie warunki – jest już ewenementem. – Jesteśmy jedynym Oddziałem Intensywnej Terapii, który leczy pacjentów bez udziału oddziału kardiochirurgii metodą leczenia ciężkich niewydolności oddechowych i krążeniowych – podkreśla anestezjolog, dr hab. n. med. Tomasz Czarnik. Jak długo pacjent jest podłączony do ECMO? Zwykle od kilku do kilkanaście dni. W Opolu najdłużej podłączony pacjent korzystał z urządzenia przez 40 dni.

Jak powiada dr Suwalski, choć SARS-CoV-2 nie wywołuje zawałów, to destabilizuje skutecznie system ochrony zdrowia, który nie jest w zapewnić nieograniczanego leczenia zawałów serca. – Leczenie, które jest najlepsze w ostrym zawale serca, to jest leczenie inwazyjne. Często bywa ono niestety odraczane, chociażby dlatego że pacjenci boją się zgłosić do szpitala czy wezwać pogotowie. Przez pandemię leczenie zawału serca nie jest optymalne. Jest takie jak 15 lat temu, czyli nie jest oparte na szybkich inwazyjnych technikach – zauważa kardiochirurg. I to nie jest wyłącznie problem Polski, wina rządu itd. Z badań opublikowanych przez American Heart Association wynika, że w Anglii po wybuchu pandemii koronawirusa aż o połowę zmniejszyła się liczba hospitalizacji z powodu ciężkiego zawału serca. Jednocześnie o 56 proc. zwiększyła się częstość występowania pozaszpitalnego zatrzymania krążenia. To oznacza, że ludzie umierali w domach, bo w nich nie ma m.in. ECMO i lekarzy.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Najnowsze artykuły