- Tragiczny atak psów w lesie pod Zieloną Górą kończy się śmiercią 46-letniego mężczyzny.
- Mimo wielu operacji i amputacji rozległe obrażenia okazały się śmiertelne dla ofiary.
- Jak doszło do ataku i co mówią bliscy o ostatnich chwilach życia mężczyzny?
- Dowiedz się więcej o okolicznościach tego wstrząsającego zdarzenia.
Zielona Góra. Nie żyje 46-latek zaatakowany przez psy
Aktualizacja godz. 10.08
Jak przekazała "Super Expressowi" Ewa Antonowicz, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze, w tej sprawie zostało wszczęte śledztwo.
- Z uwagi na dobro postępowania nie możemy na razie podać więcej informacji - wyjaśnia kobieta.
Wcześniej pisaliśmy:
"Kilka operacji i amputacja kończyn" nie pomogło uratować życia 46-latka, ofiary ataku trzech psów w lesie w pobliżu MOP Racula pod Zieloną Górą. Informację o śmierci mężczyzny przekazała w środę, 15 października, w rozmowie z Radiem Eska Sylwia Majcher-Nowak, rzeczniczka Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze.
- Mimo szczerych chęci i mimo wielkiego wysiłku całego personelu, głównie oddziału intensywnej terapii, oraz chirurgów, którzy go ratowali na bloku, nie udało się go uratować. Obrażenia były zbyt rozległe, a stan pacjenta od początku był krytyczny - powiedziała kobieta.
Jak informuje "Gazeta Lubuska", policja w Zielonej Górze ani tamtejsza prokuratura nie komentują na razie całego zdarzenia. Z redakcją skontaktował się za to przyjaciel mężczyzny i jego partnerka. 46-latek był kierowcą w międzynarodowej firmie transportowej, ale w sobotę, 11 października, musiał się zatrzymać na przymusowy postój na parkingu MOP Racula. W niedzielę, 12 października, przerwa nadal trwała, więc pan Marcin wybrał się do lasu na grzyby, wysyłając nawet zdjęcia bliskim. Po godz. 12 kontakt się urwał - wtedy doszło do ataku psów.
O godz. 13.33 poszkodowany sam zdołał jeszcze zadzwonić na numer 112, by wezwać pomoc.
- Marcin był bardzo wychłodzony. Psy zdarły z niego ubranie. Porozrywały mu ciało. Jest w stanie krytycznym. Dowiedziałam się, że lekarz na izbie przyjęć, jak długo żyje i praktykuje, to nigdy nie widział, żeby człowiek był tak pogryziony - mówiła jeszcze przed nadejściem najgorszych wieści partnerka 46-latka, którą cytuje "Gazeta Lubuska".