Ma krzepę, bo... dobrze się prowadzi

2007-11-28 19:32

Niejedna młoda panna mogłaby pozazdrościć stuletniej pani Stasi, która pomimo sędziwego wieku ma sokoli wzrok i sama rąbie drwa. Swoją kondycję zawdzięcza ciągłej pracy w gospodarstwie, bezmięsnej diecie i... dziewictwu.

Słoneczne popołudnie w położonej pomiędzy malowniczymi pagórkami wsi Szarejki pod Ełkiem. W maleńkim gospodarstwie rozlega się odgłos siekiery uderzającej o pieniek.

To stuletnia Stanisława Oszczapińska rąbie drewno na opał. Unosi w górę ogromną siekierę, zarzuca na plecy i jednym ruchem rozpoławia polano.

- Drobniutka kobiecina, a ma w sobie tyle krzepy - mówi Hanna Wiszowata (50 l.), bratanica pani Stanisławy, która mieszka w tej samej wsi. - Bez okularów nawlecze igłę i książkę przeczyta. Ostatnio nawet węgiel z siostrą przerzucała z podwórza do piwnicy. Skończyła, zanim przyszliśmy z pomocą. Wszyscy jesteśmy pełni podziwu, że pomimo nielekkiego życia ciocia Stasia trzyma się znakomicie.

Cnotliwe życie

Sekret długowieczności? - Młode panny powinny pamiętać, że używki postarzają, choć czasem dla zdrowotności, na trawienie, można sobie wypić kieliszeczek czegoś mocniejszego - radzi pani Stasia.

Ale nie tylko o dietę tu chodzi. Gdy pani Stanisława porusza "te sprawy", rumieniec pokrywa jej pooraną bruzdami twarz. I po chwili przyznaje, że nigdy nie miała mężczyzny i nie piła samogonu. To dało jej nieprawdopodobną krzepę i długowieczność.

Stulatka tylko raz w życiu była w szpitalu, nawet nie pamięta dlaczego. Od tamtej pory unika lekarzy. - Na samą myśl o szpitalu zdrowieje - żartuje Czesław Wiszowaty (54 l.), mąż bratanicy.

Pani Stasia mieszka w murowanym domku razem z młodszą siostrą Czesławą (86 l.). Razem z rodzicami i pozostałym siedmiorgiem rodzeństwa przeprowadzili się na Mazury niedługo po II wojnie światowej, w 1947 roku. Wcześniej mieszkali w Mońkach (woj. podlaskie).

- Moja mamusia szybko umarła, w wieku 42 lat. Zapalenie płuc ją zabiło. Miałam wtedy równo dwadzieścia lat - wspomina pani Stasia. W pomarszczonych dłoniach ściska laskę, która pomaga jej utrzymać równowagę na oblodzonym podwórzu. - Mój starszy brat był w wojsku, więc mnie przypadło wychowanie młodszego rodzeństwa. Od tamtej pory zapomniałam o własnym życiu i marzeniach o zamążpójściu.

Wychowała rodzeństwo

Kobieta przyjęła na siebie wszelkie matczyne obowiązki: musiała pomagać rodzeństwu w nauce, pracować w gospodarstwie, gotować, prać.

- I tak mijały kolejne lata - mówi pani Stasia. - Aż wszyscy się rozjechali po świecie. Pozakładali swoje rodziny. A ja zostałam tutaj z siostrą Czesią, którą do dzisiaj się opiekuję, bo jest po udarze i ma niedowład ręki. Ale nie żałuję niczego. Wszystko w życiu trzeba brać z uśmiechem. A i może mama patrzy na mnie z nieba i jest dumna?

Ostatnio pani Stasia obchodziła setne urodziny. Zaprosiła sąsiadów, a podczas uroczystości zdmuchnęła świeczkę z tortu i wypiła lampkę szampana.

- Nie chciałam być sama. Przebywanie z ludźmi odmładza - mówi kobieta.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki