Ojcowskie łzy spłynęły na ciało zakatowanego Tomusia

2017-11-21 19:45

Białe kwiaty i wieńce, biała trumienka, w której w białym ubranku leżało małe ciało Tomusia (†3 l.). Pochylał się nad nim ojciec chłopczyka Jarosław L. (32 l.), a po jego twarzy spływały łzy. W kościele w Kwidzynie (woj. kujawsko-pomorskie) panowała grobowa cisza przerywana jedynie odgłosami płaczu. Tak wyglądał wczoraj pogrzeb dziecka zakatowanego przez konkubenta jego matki.

Krótkie życie Tomusia było pasmem nieszczęść. Najpierw matka rozwiodła się z jego biologicznym ojcem, bo znęcał się nad żoną i siódemką ich dzieci. Potem do domu przyprowadziła wujka, który bił chłopczyka. Radosław M. (31 l.) tydzień temu zadzwonił na pogotowie. Lekarzom powiedział, że Tomek wypadł mu z rąk. W szpitalu okazało się, że ciało chłopczyka jest jednym wielkim siniakiem. Był nieprzytomny, miał obrzęk mózgu. Wymagał natychmiastowej operacji. Mimo wysiłków lekarzy nie dało się uratować mu życia. Po czterech dniach zmarł.

Najpierw za kratki trafił Radosław M. Prokuratura oskarżyła go o znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem nad dzieckiem. Następnego dnia sąd aresztował też matkę Tomusia Angelikę L. (31 l.). Według śledczych wiedziała, że synek jest maltretowany, ale nie reagowała. Zarówno matce chłopca, jak i jego katowi grozi do 15 lat więzienia. Teraz prokuratura w Grudziądzu, gdzie doszło do tragedii, czeka na opinię biegłego. Dopiero po jej otrzymaniu może zmienić kwalifikację czynu, jakiego dopuścił się Radosław M. na morderstwo.

Na pogrzebie Tomka nie było szóstki jego rodzeństwa. Trafiło do domu dziecka.

Skatował 3-letniego Tomka? Horror w Grudziądzu

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki