Była noc z 31 stycznia na 1 lutego 2014 roku, Daniel K. chlał w pubie. Biegli uznali potem, że musiał wypić jakieś pół litra wódki, zanim wsiadł za kierownicę swojego audi a6. Pijany jedzie do Gorzowa Wielkopolskiego. Rozpędzony ponad 140 kilometrów na godzinę wpada na fiata pandę, którym kieruje Jarosław Ślusakowicz (+40 l.), obok siedzi jego mama Helena (+63 l.), a z tyłu córka Ola (+14 l.). Małe auto zostaje zmasakrowane, a jadące nim osoby giną. Wielkie, drogie audi jest lekko pogniecione, jego pijany kierowca ma złamaną nogę. Sprawca trafia do aresztu, ale stać go na kaucję. Wyroku - 9 lat więzienia - wysłuchuje jako wolny człowiek. I nim pozostaje, bo obrona się odwołuje. W lutym 2015 roku kolejny sąd podtrzymuje wyrok i... I nic!
Zobacz: Niemiecki dziennikarz o wyniku wyborów: Polacy będą żałować!
- Zabił moją rodzinę, a ciągle jest na wolności - mówi ze łzami w oczach Anna Ślusakowicz, mama Oli i żona Jarosława.
Jak to możliwe, że ktoś skazany wyrokiem nie trafia do więzienia? Obrońcy wnioskują o odroczenie odsiadki. Ich zdaniem złamana noga Daniela K. nadal wymaga leczenia. I zaczyna się prawnicza żonglerka. Sąd powołuje biegłego specjalistę, potrzebna jest nowa dokumentacja lekarska, no i biegły nie może badać skazanego podczas jego leczenia.
Ostatecznie biegły stwierdza, że skazanego można uwięzić i leczyć w więzieniu. Ale to nie koniec farsy, bo obrońcy mogą teraz złożyć zażalenie na tę decyzję. W sądzie czekają, czy takowe wpłynie.
Rzeczniczka sądu w Gorzowie zapewnia nas, że nawet jeśli to zażalenie wpłynie, to sprawca i tak pójdzie siedzieć. - Sądzę, że w ciągu kilku tygodni wyrok zostanie wykonany - mówi nam Renata Nowosadzka.
- I to ma być sprawiedliwość?- zastanawia się mama zabitej Oli.