Choć oskarżeni wypierają się złych intencji, nikt im już chyba nie uwierzy. Wczoraj przed sądem okręgowym odbyła się kolejna rozprawa Macieja S. i Wiktora Ł. oskarżonych o to, że 15 grudnia 2014 r. przed blokiem przy ul. Ostrobramskiej zamordowali Dominika Miecznikowskiego i próbowali pozbawić życia trzech jego kolegów. Dramat zaczął się niepozornie - grupka młodych mężczyzn piła piwo na klatce schodowej, aż przegonił ich Wiktor Ł. Przenieśli się przed blok, a kilka minut później Wiktor Ł. i Maciej S. napadli na nich z nożami.
Oprawcy twierdzili, że Dominika i jego kolegów spotkali przypadkiem, idąc na pizzę do pobliskiego centrum handlowego. Prokurator upierał się jednak, że oskarżeni musieli doskonale widzieć grupkę znajomych z okna swojego mieszkania i nie pojawili się tam przez przypadek. Sąd zlecił policji przygotowanie eksperymentu. Pod blokiem Wiktora Ł. ustawiono figurantów, policjanci z kolei ustawili się w mieszkaniu oskarżonego. - Eksperyment wykazał, że z okna doskonale widzieli, że Dominik z kolegami tam stał. Widzieli ich, jak szli. Te zdjęcia obalają linię obrony i nie potwierdzają tego, że oskarżeni byli zaskoczeni ich obecnością - opisuje mecenas Jacek Dubois, który reprezentuje oskarżycieli posiłkowych. Jak dodaje, sąd teraz musi ocenić, z jakim zamiarem szli w kierunku Dominika i kolegów. - Trzeba pamiętać, że oskarżeni po drodze podeszli do samochodu, skąd wzięli nóż - precyzuje mecenas.
Prokuratura nie ma wątpliwości, że Wiktor Ł. i Maciej S. działali z zamiarem zabicia całej czwórki. Grozi im dożywocie. Obrońcy oskarżonych chcą, by policja powtórzyła eksperyment i wykonała dodatkowe zdjęcia - po zmroku i z figurantami ubranymi w ciemne ubrania, jakie mieli Dominik i koledzy. Oraz by uwzględniono to, że już po śmierci 25-latka wycięto jedno z drzew przy miejscu zdarzenia.
Zobacz także: Warszawa. Frog odpowie też za wyłudzenia