- Przy mnie rzuciła spanielem! Po prostu podniosła psa do góry i cisnęła nim. Przeleciał metr w powietrzu i uderzył w drzwi - opowiada nam Marta Czarna (20 l.), koleżanka Ewy O. z technikum weterynaryjnego. To była jej kara wymierzona psu za... zabranie buta.
Pracownicy pogotowia dla zwierząt w asyście policji weszli do 48-metrowego, wynajętego przez kobietę mieszkania na Mokotowie. W to, co tam zobaczyli, aż trudno uwierzyć. W środku w brudzie gnieździło się siedem psów, pięć kotów, cztery fretki, trzy szczury i jeden królik. Fretki zamknięte były w szafce na buty! Niektóre gryzonie miały ropnie i niezagojone złamania, które powodowały zanik i rozkład kości. Jak na ironię ucząca się na weterynarza Ewa O. swój nielegalny biznes nazwała "Arką Noego". Przyjmowała zwierzaki od ludzi, ogłaszając się w internecie.
- Zabraliśmy najbardziej potrzebujące interwencji zwierzęta. Te, które miały obrażenia, i te, które siedziały w swoich odchodach od tygodnia - wyjaśnia nam Grzegorz Bielawski (38 l.) z pogotowia dla zwierząt. Sprawą zajmuje się też policja.
- Kobieta została przesłuchana. Czekamy na dokumentację medyczną i opinię lekarzy weterynarii - mówi asp. sztab. Robert Koniuszy z mokotowskiej policji.
To nie pierwsze postępowanie w sprawie Ewy O. W 2012 r. roku podobny hotel Ewa O. założyła w Halinowie. Wtedy odebrano jej 16 psów.