Była zima, kiedy zły pan wyrzucił go z domu. Psiak musiał radzić sobie sam: żywił się po śmietnikach, spał w leśnych wykrotach. Aż któregoś dnia na jego łapie zacisnęły się kłusownicze wnyki. - Ból był nie do zniesienia - warczy Parys na samo wspomnienie tamtych dramatycznych chwil. - Ale chciałem żyć, wyszarpnąć nogę z pułapki. Jednak każdy ruch tylko pogarszał sytuację. Aż wyłem z bezsilności!. Na szczęście dzielny zwierzak nie stracił rezonu. Zaczął podważać wnyki pyskiem i za którymś razem udało mu się wyrwać z opresji. - Łapa była rozorana do kości, z nosa lała się krew, byłbym zdechł, gdyby nie dobrzy ludzie, którzy znaleźli mnie w lesie i zawieźli do pani Magdy - skamle Parys. Wolontariuszka czym prędzej zawiozła psa do weterynarza. - Mojej łapy nie dało się uratować, ale dostałem nową, sztuczną i już nauczyłem się na niej chodzić - radośnie szczeka Parys. Jego nos też nie chciał się goić, biedak tracił węch, na szczęście chirurg Tomasz Biedulewicz (42 l.) wszczepił mu nowy, z plastiku!
Zobacz też: Wzruszająca historia z Nowego Jorku. Zaginiony pies odnalazł się po sześciu miesiącach!
Parys mieszka u pani Magdy, ale nie może u niej zostać na zawsze, bo ona opiekuje się też innymi zwierzętami. - Poczekam u niej, aż ktoś mnie przygarnie - mruży filuternie oko szczęśliwy kundelek.
Zapisz się: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail