Ten mord zszokował całą Zieloną Górę. Były żandarm Jerzy M.(37 l) z zimną krwią zaszlachtował matkę swych dzieci! A nic nie zapowiadało tej tragedii! Po odejściu z wojska Jerzy poznał piękną Martę (30 l.). Wkrótce na świat przyszły ich dzieci - Dawidek (7 l.) i Wiktoria (2 l.).
Powoli sielanka zamieniała się w koszmar. Zaczęły się awantury, agresywne napady. W końcu pani Marta wyrzuciła męża za drzwi. Nie zabrała mu jednak kluczy i to był błąd. Jerzy wrócił w pierwsze urodziny Wiktorii. Kiedy kobieta zakomunikowała mu, że wystąpi o alimenty, wpadł w szał. Na oczach córeczki chwycił za nóż i zadał kobiecie kilkadziesiąt ciosów.
- Spuścił krew z mojej córki, żeby nie krwawiła, kiedy będzie ukrywał zwłoki - wspomina Barbara Witkowska (55 l.) matka Marty.Później morderca zawinął ciało w koc i ukrył w podziemiach wieżowca. Zakrwawione mieszkanie idealnie wysprzątał. Dzieci zabrał do brata, a sam ukrył się u siostry, gdzie znaleźli go policjanci.
Przed sądem ruszył właśnie jego proces, na którym Jerzy M. zeznał, że... nie pamięta zbrodni. - Boję się, żeby sąd nie uwierzył w te brednie, bo dla takiego potwora nawet dożywocie to zbyt mało - mówi wychowująca dziś osierocone wnuczęta pani Barbara.