Oto nędza lekarzy

2008-02-16 16:14

Głodowe pensje - tak o swoich zarobkach mówią lekarze. Narzekają, strajkują, wciąż im mało. A jak naprawę wygląda ich ciężki los? Przekonaliśmy się na spacerze po szpitalnym parkingu w Warszawie. Tam aż w oczy kłują luksusowe auta lekarzy.

Parking warszawskiego szpitala MSWiA przy ul. Wołoskiej. Kilkanaście miejsc oznaczonych tabliczkami, na nich informacja, do kogo należy zarezerwowane miejsce. Przechodzimy obok samochodów ordynatorów oddziałów. Co widać? Same limuzyny, wypasione terenówki albo malutkie sportowe cacka. Każde auto warte majątek. W oczy rzuca się czarny lexus coupe. Tym autem do pracy przyjeżdża kierownik kliniki ginekologii i położnictwa, profesor dr hab. nauk medycznych Artur Jakimiuk. Zeszłego lata jego oddział, tak jak i cały szpital, strajkował i żądał wyższych płac. Lekarze bezwstydnie powtarzali, że chcą "zarabiać więcej niż glazurnicy".

- Pensja szefa kliniki w naszym szpitalu waha się między 1505 zł a 3467 zł, w zależności od stopnia specjalizacji i stopnia naukowego - poinformował nas pracownik. Szef ginekologii musi w takim razie dostawać około 4 tys. zł. I za taką pensję dorobił się lexusa? Podobne wynagrodzenie ma szef ordynator OIOM-u. Na miejscu z jego tabliczką stoi jeszcze większy i jeszcze droższy lśniący czarny lexus. Na parkingu zobaczyliśmy też m.in. skodę octavię, hondę civic, terenową, wypasioną toyotę. Chyba ze świecą trzeba by szukać glazurnika z taką furą.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki