Tragedia pod Końskimi. Będzie zmiana zarzutów dla kierowcy BMW
Śmierć 12-latka rannego w wypadku pod Końskimi będzie miała swoje konsekwencje również dla kierowcy BMW. Do zdarzenia doszło 7 czerwca br., gdy 30-latek wjechał w grupę 5 chłopców w wieku 12-15 lat poruszających się rowerami. Dwóch z nich odniosło ciężkie obrażenia ciała, którzy trafili do śmigłowców Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Do szpitala z różnymi ranami, głównie złamaniami, trafiła jednak cała piątka. To nie wszystko, bo karetka pogotowia zabrała również 6-letnią dziewczynkę podróżującą razem z podejrzanym, której na szczęście nic poważnego się nie stało.
30-latek zażywał środki odurzające
Prowadzący osobówkę Dawid K. usłyszał później dwa zarzuty: spowodowania wypadku drogowego w stanie po użyciu narkotyków (zagrożone karą maksymalną 10 lat pozbawienia wolności) i prowadzenia pojazdu w stanie po użyciu narkotyków (3 lata więzienia), ale śledczy nie ujawnili, jakie substancje odurzające zażywał. We wtorek, 17 czerwca, okazało się jednak, że ciężko ranny 12-latek zmarł w szpitalu.
- Wystąpiliśmy do placówki o dokumentację medyczną i wyznaczyliśmy termin przeprowadzenia sekcji zwłok chłopca, a finalnie skończy się to uzupełnieniem zarzutów - przekazał w rozmowie z "Super Expressem" Daniel Prokopowicz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Kielcach.
Jak dodaje prokurator, 30-latek usłyszy ten sam zarzut, ale z przypisaniem skutku w postaci śmierci poszkodowanego. Stanie się to jednak dopiero po przeprowadzeniu sekcji zwłok. W przypadku udowodnienia winy Dawidowi K. będzie grozić kara maksymalna do 12 lat pozbawienia wolności. Mężczyzna został wcześniej tymczasowo aresztowany na okres 3 miesięcy.