- Tomasz S. - samozwańczy "przedsiębiorca i naturopata" - został skazany przez sąd za narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia oraz oszustwo dwóch klientek chorych na raka, które zmarły po zaprzestaniu konwencjonalnego leczenia.
- Sąd uznał, że Tomasz S. wykonywał praktyki medyczne bez uprawnień, omotał kobiety, zabraniając im tradycyjnej terapii onkologicznej i nakłaniając do niesprawdzonych metod leczenia.
- Mężczyzna został skazany na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata, zakaz prowadzenia działalności w dziedzinie medycyny niekonwencjonalnej i dozór kuratora.
Naturopata Tomasz S. skazany przez sąd. Nie trafi do więzienia
To był długi i trudny proces. Przed sądem stał Tomasz S., który sam siebie nazywa przedsiębiorcą i naturopatą. Nigdy nie przyznał się do winy. Podkreślał, że nie przedstawiał się jako lekarz. Kłopoty określanego jako szaman lub znachor mężczyzny zaczęły się, gdy dwie z jego klientek zmarły. To Urszula K. (+66 l.), która porzuciła tradycyjną terapię nowotworową oraz Karolina G. (+35 l.), także cierpiącą na raka i również pod wpływem Tomasza S. zaprzestała leczenia onkologicznego.
We wtorek, 30 września sędzia Tomasz Długosz ogłosił wyrok. Tomasz S. został uznany za winnego zarzucanych mu czynów, jednakże sąd nie podzielił stanowiska prokuratury, by skazać naturopatę za nieumyślne spowodowanie śmierci obu kobiet. Mieszkaniec Bysiny został zatem skazany za narażenie kobiet na niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia, oszustwo oraz wykonywanie praktyk medycznych bez uprawnień.
- Sąd skazuje go na karę łączną jednego roku pozbawienia wolności, a karę tę warunkowo zawiesza na okres próby wynoszący trzy lata. Ponadto zabrania podejrzanemu prowadzenia działalności gospodarczej w dziedzinie medycyny niekonwencjonalnej. Nakłada też na oskarżonego dozór kuratora i obowiązek składania co pół roku raportów z jego wykonywania - mówił sędzia.
Sąd podkreślił, że wina jest bezsporna. W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia podniósł, że decydujące były tutaj zeznania obu zmarłych kobiet, odebrane jeszcze w śledztwie. Zostały one uznane za w pełni wiarygodne, a obie kobiety zgodnie twierdziły, że samozwańczy medyk z Małopolski potrafił je omotać i doprowadzić do tego, że nie kontynuowały terapii nowotworowej, zamiast niej używając zalecanych przez Tomasza S. lamp plazmowych.
- Słowo "omotane" pojawia się wiele razy w zeznaniach pokrzywdzonych. Mówiły one, i nie ma żadnego powodu, by w to nie wierzyć, że oskarżony zabraniał im terapii. Powtarzał, że to bakterie, a nie żaden rak. Wmawiał, że guz się zmniejsza, co nie miało miejsca. Sąd dał wiarę tym zeznaniom w całości - cytował sędzia Długosz słowa zmarłych kobiet. - Obie poszkodowane były ciężko chore, a wtedy człowiek chwyta się każdego sposobu. Tutaj mamy siłę tej sugestii. Wiadomo, że osobom dorosłym nie można zabronić terapii, zabronić udać się do lekarza. To nie ulega wątpliwości. Dlatego ten zarzut, że S. doprowadził do nieumyślonego spowodowania śmierci byłby, w ocenie sądu, zbyt daleko idący, ale S. bezsprzecznie obie poszkodowane naraził na niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia. To żadnych wątpliwości sądu nie budzi. Co prawda wielu świadków było zadowolonych z tego, co oferuje im Tomasz S,., ale przychodzili oni do niego w sprawach zupełnie nieporównywalnych, błahych w porównaniu do choroby nowotworowej - tłumaczył sędzia.
Wdowiec zniesmaczony wyrokiem sądu. Prokuratura nie wyklucza apelacji
Odnosząc się do warunkowego zawieszenia orzeczonej kary sąd podkreślił, że należy dać szansę Tomaszowi S., który do tej pory nie miał konfliktu z prawem i nie był nigdy karany. - Trzeba jednak podkreślić, że poziom szkodliwość i społecznej tej sprawy był wysoki. Dwie kobiety zmarły. Urszula miała raka trzustki i minimalne szanse na wyzdrowienie, ale Karolina G. była młodą osobą, która najprawdopodobniej by wyzdrowiałą, gdyby nie działanie Tomasza S. - podkreślił sędzia.
Ze skazującego wyroku zadowolony - choć nie w pełni - był prokurator Jacek Kępa, który chciał dla Tomasza S. trzech lat więzienia i skazania za nieumyślne spowodowanie śmierci. - Sąd nie podzielił naszego stanowiska, że doszło do nieumyślnego spowodowania śmierci. Co do kary nasze wnioski były surowsze. Istotnie Tomasz S. nie był karany. Z drugiej jednak strony sąd podkreślił dużą szkodliwość społeczną czynu. Poza tym Tomasz S. wykazał brak jakiejkolwiek skruchy i refleksji nad tym co zrobił. Po analizie pisemnego uzasadnienia wyroku zastanowimy się nad wniesieniem apelacji - mówił prok. Jacek Kępa.
Wątpliwości co do wniesienia apelacji nie miała za to mecenas Izabela Nowak, reprezentująca nieobecnego na publikacji wyroku Tomasza S. - Na pewno odwołanie zostanie wniesione do sądu wyższej instancji - zapowiedziała.
Na sali był też obecny pan Władysław, mąż zmarłej Urszuli K. Wyrok go zniesmaczył. - Taki wyrok z karą w zawieszeniu, to żaden wyrok. To jak uniewinnienie - powiedział rozgoryczony wdowiec.