– Widziałam jak reanimują moje dziecko, to trwało może nawet 20 minut. Jacuś nie reagował – opowiada w rozmowie z "Super Expressem" mama nastolatka. Dopiero, gdy przybiegli strażacy i użyli defibrylatora, wróciła akcja serca. Wskutek długotrwałej hipoksji, czyli niedotlenienia, młody piłkarz trafił do szpitala w bardzo ciężkim stanie.
Był w śpiączce, lekarze nie dawali mu właściwie żadnych szans na przeżycie. Dopiero wtedy medycy odkryli u chłopca wadę serca, która spowodowała zatrzymanie krążenie.
– Wcześniej synowi zdarzały się omdlenia. Był badany i postawiono diagnozę, że cierpi na padaczkę. Dopiero potem okazało się, że to nie była padaczka, a wada serca – opowiada pan Karolina. – Chciałam, żeby Jacuś znalazł się w Budziku. Wiedziałam, że tylko tam dadzą mu szansę – dodaje.
I faktycznie tak się stało. Po ponad miesiącu spędzonym w krakowskim szpitalu 12–latek został przetransportowany do warszawskiej kliniki Budzik. Początkowo nie było żadnej poprawy. – Oczywiście nie raz miałam chwile zwątpienia – przyznaje pani Karolina.
Swoje 13. urodziny Jacuś spędził w Budziku. Tydzień po nich niespodziewanie zaczął mówić. Najpierw pojedyncze słowa, potem zaśpiewał hymn swojej ukochanej drużyny piłkarskiej Wisły Kraków, potem śpiewał kolędy. Pamiętał słowa.
– Wciąż płaczę ze szczęścia – mówi pani Karolina. Jacuś oficjalnie został uznany za wybudzonego 8 maja. Jest 128. pacjentem kliniki Budzik, wybudzonym ze śpiączki. Chłopiec wrócił już do domu, a lokalna społeczność: sąsiedzi, koledzy, koleżanki i strażacy przygotowali mu wspaniałe powitanie.
W piątek (16 maja) został zaproszony na mecz rozgrywany na stadionie Wisły Kraków. Często tu bywał z tatą, który od najmłodszych lat zabierał syna na mecze. Jacek potrzebuje jeszcze długiej rehabilitacji, by dojść do pełnego zdrowia, ale jest bardzo zdeterminowany. Możemy wspomóc go w drodze do sprawności tutaj.
