Zabójstwo lekarza w Krakowie. Były przełożony Jarosława W. zabrał głos. Zdradził, jak zachowywał się 35-latek

2025-05-05 5:15

Były przełożony Jarosława W., podejrzanego o zabójstwo lekarza w Krakowie, powiedział, jak wcześniej zachowywał się 35-latek. Jego zdaniem "system zawiódł", bo zachowanie mężczyzny już wcześniej można było uznać za niepokojące. Domniemany zabójca miał zaniedbywać swoją obowiązki, a nawet bez potrzeby odbezpieczać broń w czasie służby.

Zabójstwo lekarza w Krakowie. Były przełożony o Jarosławie W.

- System zawiódł. Ten człowiek nie powinien być dopuszczony do służby - powiedział o Jarosławie W. jego były przełożony w rozmowie z Wirtualną Polską. Mężczyzna trafił na 35-latka w Areszcie Śledczym w Katowicach 1,5 roku temu, gdzie ten rozpoczął właśnie pracę. Jego zachowanie od początku wydawało się podejrzane. Zdarzało mu się zasypiać na służbie, zamiast obserwować teren, co było zdaniem byłego przełożonego mężczyzny pierwszym sygnałem alarmowym, ale po nim pojawiły się kolejne.

- Od początku zachowywał się specyficznie. Niewiele się odzywał, nic o sobie nie mówił. Kiedy się z nim rozmawiało, szybko spuszczał wzrok, wolno wypowiadał słowa. Myślałem, że może to w związku z tym, że trafił do nowego otoczenia. Wcześniej pracował we Wronkach. Słyszałem, że były tam do niego uwagi, natomiast nie chcę bazować na plotkach. U nas na posterunku potrafił stać bez ruchu i wpatrywać się długo w jeden punkt na spacerniaku. Osadzeni zaczęli się z niego śmiać. Niektórzy dali mu ksywkę "Nos" - żartowali, że skoro potrafi tak tkwić bez ruchu, to musi coś wciągać - mówi Wirtualnej Polsce były przełożony Jarosława W.

Niebezpieczne zabawy z bronią

Jeszcze większy niepokój wśród pracowników aresztu pojawił się po tym, jak 35-latkowi zdarzało się pełnić służbę z odbezpieczoną bronią. Taka sytuacja zaczęła się powtarzać, o czym były powiadamiane inne osoby w placówce w Katowicach. Przełożeni bacznie przyglądali się Jarosławowi W., ale jednocześnie nie chcieli go zwolnić ze służby, bo zwyczajnie brakowało chętnych do pracy w Służbie Więziennej.

Wydawało się, że może to nastąpić, gdy w czasie kontroli broni mężczyźnie wypadł nabój, co świadczyło o tym, że znowu była ona odbezpieczona i gotowa do strzału.

- Po akcji z nabojem pomyślałem, że koniec zabawy. Została sporządzona notatka z całego zdarzenia. "W. w czasie pełnienia służby bawi się bronią. Kilkukrotnie zauważyłem, że kiedy schodził z uzbrojonego posterunku, była ona odbezpieczona" - tak to mniej więcej brzmiało. Uważałem, że Jarosław nie nadaje się do pracy z bronią i powinien mieć zmienione stanowisko. Niezależnie od sposobu wykonywania przez niego obowiązków, specyficzny sposób bycia zauważyli też inni funkcjonariusze. Kiedy jeden z nich zapytał mnie, "co z tym gościem jest nie tak", odpowiedziałem: "Nie będę cię w ch** robił - wszystko". Powiedziałem, że od razu ma mi meldować - relacjonuje były przełożony W., którego cytuje Wirtualna Polska.

Okres poprzedzający zbrodnię

Zapadła decyzja, by mężczyznę nadal obserwować, ale po ok. 6 miesiącach odsunięto go ostatecznie od broni. 35-latek został skierowany do pracy na spacerniaku, ale tam też sobie nie radził. Jak wspomina jego były przełożony, był moment, gdy W. zaczął się bardziej starać, bo prawdopodobnie sam zaczął się bać zwolnienia, ale problemy wróciły, i nie tylko to. Po okresie przebywania na L4 mężczyzna został przywrócony do pracy na uzbrojonym posterunku, być może z uwagi na wakaty. Pracował tak aż do końca kwietnia br., gdy doszło do zabójstwa lekarza w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie.

Rodzice mężczyzny, który zabił lekarza w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie
Super Express Google News

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki