Nożownik z Krakowa chciała od lekarza pieniędzy za "błąd"
W styczniu 2025 r., trzy miesiące przed tragedią, 35-letni Jarosław W. domagał się od lekarza 20 tysięcy złotych za rzekomy błąd lekarski. Tyle, że żadnego błędu nie było. Jak powiedzieli nam rodzice nożownika, już dwa lata temu ich syn zaczął się dziwnie zachowywać.
To się zaczęło dwa lata temu, po zabiegu, w Krakowie on nie nie myślał o niczym innym tylko o tym lekarzu, bez przerwy mówił, że on go czymś zaraził, że wstrzyknął mu truciznę, zaraził białaczką. Syn nawet był u onkologa, ale nic nie wyszło. Nie chciał pójść do psychiatry.
– powiedziała w rozmowie z "Super Expressem" pani Teresa.
We wtorek (29 kwietnia) wcześnie rano wyszedł z domu rodzinnego. Spędzał urlop u rodziców. – Wypił kawę i tyle go widzieliśmy – powiedział w rozmowie z rozmowie ojciec Jarosława W.
Wpadł z nożem do gabinetu. Tragiczny finał
Jak się potem okazało, Jarosław W. pojechał pod Szpitala Uniwersyteckiego. Wiedział, gdzie jego operator przyjmuje pacjentów. Wszedł do gabinetu i zażądał, aby lekarz analizował na nowa jego historie leczenia. Nie słuchał argumentów, że właśnie trwa wizyta innej pacjentki, że nie był zapisany. Wyciągnął nóż i zaczął dźgać ortopedę w brzuch i klatkę piersiową. Ciosów, jak wykazała sekcja było wiele. – Co najmniej 20 – powiedziała Oliwia Bożek–Michalec, rzeczniczka prokuratury okręgowej w Krakowie. Zadawane z dużą siłą i precyzją. Śmiertelne okazały się te zadane w okolicy wątroby i serca.
Okazuje się, że Jarosław W. cały czas był czynnym strażnikiem więziennym i miał kontakt z bronią. Pracował w Areszcie Śledczym w Katowicach, jego współpracownicy postrzegali go jako dziwaka, a przełożeni mieli mieć sygnały o niezrozumiałych zachowaniach mężczyzny.
CZYTAJ TEŻ: Zabójstwo lekarza w Krakowie. Sąd zdecydował o dalszym losie zatrzymanego 35-latka
Polecany artykuł: