- Kamil Niziński przebywał akurat w Małopolsce u rodziny swojej narzeczonej. W Ryczowie koło Wadowic chciał zatrzymać kierowcę, który jego zdaniem stwarzał ogromne zagrożenie na drodze!
- Znany model z Warszawy spotkał się z agresją. Co więcej jest zażenowany reakcją świadków. - Straciłem wiarę w ludzi - przyznaje w rozmowie z naszą dziennikarką.
- O sprawę zapytaliśmy przedstawicielkę wadowickiej komendy. Więcej szczegółów w poniższym artykule!
Model z Warszawy przeżył dramat pod Wadowicami
Kamil Niziński przebywał akurat w Małopolsce u rodziny swojej narzeczonej. Jechał autem przez Ryczów pod Wadowicami. - Przed nami pojawiło się to srebrne Audi, którego kierowca od początku dziwnie się zachowywał - ostro hamował, przejeżdżał przez linie, zatrzymywał się na drodze i stał przez kilka sekund a potem znów ruszał. Przez tylną szybę Audi widziałem dwie osoby, kierowcę i pasażera. Na początku myśleliśmy z Karoliną, że to może jeden drugiego uczy jeździć bo coś wymachiwali do siebie rękami - relacjonował w mediach społecznościowych.
Model z Warszawy dodał, że wraz z kobietą trzymali dystans za podejrzanymi mężczyznami, aż do czasu kiedy zatrzymali się kolejny raz na drodze, otworzyli szybę i wyrzucili puszkę piwa na chodnik. Wtedy pan Kamil Niziński postanowił zareagować, aby za chwilę nie doszło do kolejnej tragedii spowodowanej przez nietrzeźwego kierowcę. Wyprzedził więc srebrne audi i zatrzymał się kilka metrów przed nim.
- Zanim doszedłem do tego samochodu. Kierowca z pasażerem wybiegli z auta w moim kierunku z jednym zamiarem - chcieli mnie pobić. Pierwszy podbiegł kierowca, z psychopatycznym wzrokiem krzyczał, że mnie zabije. Odepchnąłem go kiedy próbował mnie uderzyć, ten mnie opluł, a ja cofnąłem się kilka kroków widząc, że nadbiega drugi napastnik - opisał zdarzenie.
Dalszy ciąg materiału znajduje się pod galerią ze zdjęciami
Policjanci komentują sprawę
Nasz rozmówca dodaje, że zarówno z jednej jak i drugiej strony zaczęły zatrzymywać się samochody. Całe zajście obserwowali inni kierowcy, jak mówi pan Kamil żaden z nich nie wysiadł z auta by udzielić mu wsparcia. Jeden z obserwujących zaczął nagrywać, w reakcji na rejestrowanie obrazu napastnicy zaczęli uciekać. Zanim odjechali z miejsca, chcieli jeszcze ukraść samochód pana Kamila, na szczęście jego narzeczona szybko zareagowała i wyciągnęła ze stacyjki kluczyki. Zapytaliśmy wadowicką policję czy funkcjonariusze dotarli do kierowcy i pasażera srebrnego pojazdu.
- Gdy wezwani na miejsce policjanci przyjechali, zastali tam osobę zgłaszającą, opatrolowali okolicę ale nie znaleźli wskazanego pojazdu - poinformowała "Super Express" Agnieszka Petek, rzeczniczka prasowa KPP w Wadowicach. Na tym zakończyła się ich interwencja.
Kamil Niziński przyznaje, że stracił wiarę w ludzi. - Woleli nagrywać niż reagować, najbardziej boli, że nikt nie pomógł - dodaje.