Podwójne zabójstwo w Kluczborku. Bliscy ofiar o skandalu
- To skandal. Miłosz naopowiadał lekarzowi bajek, a on je przyjął za prawdziwe. Prokurator też uchwyciła się opinii i poprosiła o umorzenie sprawy. Nie poparła żadnego z wniosków dowodowych przedstawianego przez mojego pełnomocnika na posiedzeniu sądu, kiedy zapadła decyzja. Tak nie wygląda sprawiedliwość. Miłosz zostanie umieszczony w szpitalu psychiatrycznym, nie wiadomo, czy wkrótce potem nie zostanie wypuszczony. Ja się go boję. On powinien dostać dożywocie. Nie wyobrażam sobie, że pewnego dnia stanie w moich drzwiach. Nie wiem, co przyjdzie mu do głowy, gdy wróci - mówi załamana i oburzona Milena Z., siostra mordercy, córka zamordowanej pani Marzanny.
Zdaniem pokrzywdzonej Miłosz T. zmanipulował lekarza, miał motyw morderstwa, a samą zbrodnię staranie planował od miesięcy. Dramat rozegrał się w Kluczborku (woj. opolskie) 14 grudnia 2024 r. Tam w mieszkaniu bloku przy Norwida mieszkali: Miłosz T., jego mama, Marzanna T. z partnerem Jerzym B. Sobotnie popołudnie zmieniło się w krwawą rozprawę z bliskimi. Miłosz w trakcie awantury zaatakował mamę i jej ukochanego. Zawzięcie ciął i wbijał nóż w ciała obojga zaskoczonych i przerażonych jego furią domowników. To była masakra - pani Marzanna otrzymała ponad 30 ciosów nożem, pan Jerzy ok. 15.
Dwa ciała zostały straszliwie pokiereszowane. Po wszystkim oprawca był cały we krwi ofiar. Poszedł więc do łazienki i wziął kąpiel. Dopiero wtedy wyszedł z mieszkania i zgłosił się na policję. Tam powiedział, że zamordował dwoje ludzi. Gdy na miejscu zjawiły się służby, na pomoc ofiarom było zdecydowanie za późno.
Dalszy ciąg materiału znajduje się pod galerią ze zdjęciami!
Wniosek o umorzenie śledztwa. "Naopowiadał totalne bzdury"
Wydawało by się, że morderca ma właściwie zapewniony wyrok długoletniego więzienia. Tymczasem, po kilku miesiącach śledztwa prokurator z Prokuratury Rejonowej w Kluczborku zawnioskowała do sądu, by sprawę zabójstwa umorzyć. Tak się stało. Przyczyną była opinia biegłych. Stwierdza ona, że Miłosz T. miał w czasie dokonywania mordów zniesioną poczytalność.
- Było jedno posiedzenie sądu, na nim zdecydowano o umorzeniu postępowania. Opinia został uznana za pełną i kategoryczną. W trakcie tego badania Miłosz naopowiadał totalne bzdury, że u niego jest podejrzenie schizofrenii, że ma autyzm, że wychował się w rodzinie świrów, że ciocia popełniła samobójstwo, a babcia się leczy psychiatrycznie. Lekarze mieli przeprowadzić wywiad obiektywny, a tymczasem nie zapytali nikogo innego, nawet lekarza, do którego Miłosz chodził na wizyty, który nigdy nie stwierdził objawów schizofrenii u niego, a tylko urojenia spowodowane regularnym paleniem marihuany - żali się Marek Z., mąż pani Mileny.
- My dysponujemy prywatną opinią, sporządzoną przez wielki autorytet - prof. Jerzego Pobochę. Jednakże pani prokurator nie przychyliła się do wniosku naszego pełnomocnika, by włączyć ją do akt jako dowód. Prokurator sprawiała wrażenie, że jest po stronie obrony, a nie oskarżenia, nie naszej - dodaje nasz rozmówca.
Rzecznik prokuratury tłumaczy
Dziennikarz "Super Expressu" zapytał o tę kwestię w kluczborskiej Prokuraturze Rejonowej, ale nikt nie chciał z nami na ten temat rozmawiać. Skontaktowaliśmy się zatem w Prokuraturą Okręgową w Opolu - jednostką nadrzędna do kluczborskiej prokuratury.
- Prokurator nie ma wyjścia, jeśli opinia nie budzi wątpliwości. Ta opinia w ocenie sądu została uznana za pełną i jednoznaczną. Prokurator może zawnioskować o obserwację psychiatryczną tylko, gdy stwierdzi taką potrzebę biegły. Tak mówi Kodeks postępowania karnego. Tutaj jesteśmy związani stanowiskiem biegłych i kodeksem - mówi Stanisław Bar, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Opolu.
- Ostatecznie sprawstwo zostało przypisane temu człowiekowi, nie spotyka go kara tylko dlatego, że był niepoczytalny z powodu choroby. Znając okoliczności tej sprawy, jako rzecznik, mogę domyślać się, że biegli oceniający poczytalność oskarżonego uznali za wystarczające jednostkowe badanie ambulatoryjne z tego względu, że ten człowiek miał bogatą historię medyczną. Był diagnozowany od strony różnych lekarzy, był leczony i to dawało biegłym odpowiednie tło - wystarczające do wydania opinii. Ustawodawca wychodził z założenia, że organy procesowe działają w zaufaniu do biegłych. Biegły ma wiedzę specjalistyczną i daje rękojmię obiektywnego wypowiedzenia się - dodaje prokurator Bar.
Opinia profesora Pobochy
Tymczasem wspomniany wyżej prof. Pobocha w swej opinii dochodzi do odmiennych wniosków. Krytykuje też biegłych. Jego opinię prezentujemy w całości!
"Biegli nie uwzględnili dowodów zawartych w aktach sprawy, wskazujących na wieloletni konflikt opiniowanego z jego matką, a w ostatnich latach także jej partnerem. Miłosz T. pisemnie oraz w czasie przesłuchania przez policję i badania go przez biegłych, szczegółowo opisał i uzasadnił jaka była geneza i przebieg tej niezgody."
W liście do wujostwa z dnia 11.02.2025 r. podejrzany napisał: „przez ostatnie parę lat mama znęcała się nade mną psychicznie… co mogło spowodować nagromadzenie się we mnie nieuzewnętrznionych emocji”, „byłem niczym naładowany kondensator, który rozładował się w jednym złym, pechowym momencie, a lek spełnił rolę katalizatora reakcji? To jedyne sensowne wytłumaczenie, jakie przychodzi mi do głowy”. Wniosek - motywem czynu był konflikt, który wyzwolił emocje, a nie urojeniowe postrzeganie matki i relacji z nią."
Wypowiedzi Miłosza T. formułowane są w taki sposób, by można było uzyskać z nich informacje, że ma omamy słuchowe, wzrokowe, co wskazywałoby na zaburzenia psychotyczne. Tego typu działania są nietypowe dla osób będących w psychozie, osoby te zwykle ukrywają występowanie u nich urojeń czy omamów, niechętnie o tym mówią czy piszą, często dysymulują (udają zdrowych). Nie przeprowadzono testu podczas badania, który w najwyższym stopniu określa, czy badany nie próbuje manipulować."
Opinia biegłego psychologa jest niepełna, ponieważ nie wykorzystał wypowiedzi na piśmie M. T. oraz nagrań rozmów podejrzanego z matką, nie wykonał np. testu MMPI-2, który jest standardowym badaniem osobowości w ramach psychologii sądowej, uznawanego za najbardziej diagnostyczny, w przypadku podejrzenia symulacji czy agrawacji, na co jednoznacznie wskazuje się w światowym piśmiennictwie." - to tylko mała część zarzutów, które wobec biegłych opiniujących Miłosza T. formułuje prof. Pobocha.
Profesor przedstawił też swe konkluzje - "Zebrane w aktach sprawy dowody nie pozwalają rozpoznać u Miłosza T. schizofrenii paranoidalnej, ponieważ nie spełnia kryteriów diagnostycznych (według ICD10 i DSM-V) tej choroby. Zgłaszane przez niego spontanicznie informacje, że np. czuje się obserwowany, słyszy głosy, mogą wystąpić w trakcie stosowania marihuany, amfetaminy, LSD, itd., ale nie pozwala to rozpoznać tej choroby.
(...) dane z akt sprawy jednoznacznie wskazują, że M. T. nie miał otępienia i sztywności emocjonalnej, nie izolował się od rodziny (siostry, dziadków), był zorientowany w przemianach społeczno-politycznych zachodzących w kraju, wykazywał określoną orientację polityczną. M. T. wykazywał w sposób nietypowy dla schizofrenii krytycyzm wobec dokonanych zabójstw, przepraszał za to, żałował, pisał, że nie chce zostać sam w tej sytuacji. Wcześniej, jak pisał, planował podjęcie pracy i założenie rodziny, czyli nie ujawniał stępienia reakcji emocjonalnej, braku empatii, niezdolności do oceny swoich działań w kategoriach moralno-uczuciowych.
M. T. dokonał zabójstw z powodu małej tolerancji zachowań i wypowiedzi swojej matki oraz jej partnera, kłócił się z nimi, był drażliwy i wybuchowy, matce już wcześniej groził śmiercią, podduszał ją - zachowania te nie wynikały z omamów czy urojeń. Działania te nie noszą znamion motywacji chorobowej - schizofrenicznej. M. T. przerwał studia, nie pracował, był na utrzymaniu matki. W psychiatrii sądowej przyjmuje się, że zniesiona zdolność kierowania postępowaniem występuje w przypadku chorób psychicznych, gdzie chory dokonuje działań pod wpływem urojeń, omamów, zaburzeń świadomości" - czytamy w opinii prof. Pobochy.
Polecany artykuł:
Mecenas i bliscy kręcą z niedowierzaniem głowami
Decyzja sądu w zdumienie wprawiła też pełnomocnika pani Mileny, mecenasa Adriana Gniewaszewskiego. - W sprawie Podejrzanego Miłosza T. biegli wyłącznie po przeprowadzeniu wywiadu z nim stwierdzili, że nie istnieje konieczność obserwacji podejrzanego przez dłuższy okres czasu. Dla biegłych wystarczające było jednorazowe spotkanie z podejrzanym, który opowiedział biegłym swoją wersję wydarzeń - dziwi się adwokat.
- W szczególności dla rodziny było to trudne do zrozumienia, albowiem w ich ocenie podejrzany posiada bardzo wysokie umiejętności manipulacji oraz cechuje się wysokim poziomem ilorazu inteligencji. Podejrzany był w ciągu roku poprzedzającego morderstwa kilkukrotnie na prywatnych wizytach u psychiatry, gdzie przez okres jednego roku lekarz psychiatra nie stwierdził u niego zaburzeń psychotycznych, rzutujących na podstawę do przyjęcia schizofrenii. Wręcz przeciwnie, wskazał, że nie miał żadnych wątpliwości co do krytycyzmu Podejrzanego obserwowanych przez niego zdarzeń czy obrazów. Zatem, Podejrzany potrafił scharakteryzować i objąć krytycyzmem to co widzi, więc psychiatra stwierdził, że nie było tam żadnej schizofrenii - podkreśla prawnik.
Co ciekawe Miłosz T. już kilka dni po aresztowaniu napisał list do swej babci. Od razu przedstawiał się w nim jako ten, który nie wiedział co robi. - On w tych listach przedstawia się jako ofiara, a mamę obraża, że go sprowokowała. Cztery dni po zabójstwie napisał w liście do babci, że nie wiedział co robi - przekonuje Milena Z. Prokuratura na umorzenie sprawy nie złożyła zażalenia. Zrobiła to natomiast Milena Z., ale zostało ono ze względów formalnych odrzucone przez sąd - córka ofiary, mimo że jest pokrzywdzoną, to jednak w śledztwie nie może składać żadnych wniosków. Tak stanowi Kodeks postępowania karnego. - Tak naprawdę nie mam jako pokrzywdzona żadnych praw. Gdyby doszło od procesu, mogła bym być oskarżycielem posiłkowym, ale nie mogę w takiej roli występować w śledztwie - rozkłada ręce córka ofiary.
"Mama się go bała, zamykała się na noc w pokoju"
Agresja u Miłosza T. wzrastała od pewnego czasu. Mężczyzna, od kilkunastu lat niepracujący, spędzający życie na graniu w gry wideo i paleniu marihuany, popadał w coraz większy konflikt z matką. Awantury i wyzwiska się zaczęły powtarzać. I groźby z jego strony. Również groźby zabójstwa. Zdaniem pani Mileny i jej męża punktem krytycznym był dzień, kiedy Marzanna T. miała po raz pierwszy oświadczyć synowi, że po przejściu na emeryturę sprzeda mieszkanie i wyprowadzi się wraz z panem Jerzym w inny zakątek Polski. To spowodowało nasilenie agresywnych postaw u Miłosza T. - Wtedy już mama się go bała. Zamykała się nawet na noc w pokoju. On groził jej śmiercią. Mama zaczęła nagrywać te awantury. Dwa razy była w listopadzie ub. r. w prokuraturze w Kluczborku, by to zgłosić, ale nikt jej nie przyjął. A w grudniu zginęła - opowiada Milena Z.
To właśnie widmo wzięcia się do pracy, wzięcia odpowiedzialności za swe życie miały być motywem zabójstwa. Pokrzywdzeni przekonują, że Miłosz zbrodnię planował. - Zaczął korzystać z pomocy lekarskiej, ale teraz myślę, że to była część planu. W mieszkaniu w szufladzie miał nietknięte lekarstwa, brakowało kilku tabletek w jednym blistrze. Wykupował lekarstwa, ale ich nie zażywał. Chodził do lekarza, by "zrobić" sobie papiery. Być może te leki wziął już po dokonaniu mordu - zastanawiają się państwo Z. - Teraz gdy rozmawiał z babcią, to pytał tylko, co z mieszkaniem, co z jego rzeczami? Dla nas to wygląda na motyw. Zabił matkę i partnera, udaje chorego i chce to mieszkanie - dodają pokrzywdzeni.
Podobnie uważa Marcin B., syn zamordowanego pana Jerzego. - Moim zdaniem to było zabójstwo z premedytacją. Matka kazała mu się wziąć do roboty, to ją zamordował i mojego ojca. Posiedzi trochę w szpitalu, poudaje wariata, a potem go zwolnią, a on wróci sobie do mieszkanka. Powinien siedzieć w celi - mówi Marcin B.
Pani Milena twierdzi, że w sprawie znaczenie może mieć również pozycja byłego męża jej matki. - Ojciec pełnił wysokie stanowiska w policji. Moim zdaniem robi wszystko, by wybielić swoje imię. Wiadomo, że lepiej mieć syna chorego, niż syna mordercę. Kiedyś ojciec mnie podał do sądu o zniesienie alimentów, do Miłosza pisał list o oddanie pieniędzy, które mu się nie należały z powodu przekroczenia wieku alimentacyjnego. Ojciec zawsze myślał tylko o sobie. A teraz do więzienia wysyła Miłoszowi pieniądze - przekonuje Milena Z.
Rzecznik Praw Obywatelskich uratuje bliskich ofiar?
Ostatnią deską ratunku jest teraz dla pokrzywdzonych Rzecznik Praw Obywatelskich. W piśmie do niego córka napisała: "Mam uzasadnione wątpliwości co do działania organów państwowych w Opolu, w szczególności przez osobę mojego ojca (...) po miesiącu śledztwa (...) sprawę przejęła oddelegowana specjalnie do tej sprawy pani prokurator również z Opola (...) następnie pani prokurator złożyła wniosek o wydanie opinii przez zespół biegłych ze szpitala w Opolu. Na podstawie ich opinii prokuratura złożyła wniosek do sądu w Opolu, który umorzył sprawę (...). Bardzo proszę, żeby sprawie "przyjrzał się" ktokolwiek nie z Opola" - czytamy.
Decyzja o umorzeniu już się uprawomocniła. Jednak wątpliwości zdaniem mecenasa pokrzywdzonych zostały. - W tej sprawie są tak daleko idące wątpliwości, że należałoby je po prostu rozwiać. Sprawa wymagała według pokrzywdzonej, pogłębionej analizy zarówno merytorycznej, jak i dowodowej - konkluduje mecenas Gniewaszewski.