Płock. Pamiętacie Andrzeja Krymowa? Koronawirus jest już w Kolumbii, ale on daje radę!

i

Autor: DJ-NELZON/CC BY-SA 3.0/Wikimedia Commons Pochodzący z Płocka Andrzej Krymow mieszkana obecnie w Sesquilé w Kolumbii

Płock. Pamiętacie Andrzeja Krymowa? Koronawirus jest już w Kolumbii, ale on daje radę!

2020-04-18 13:19

Pochodzący z Płocka Krymow mieszka w Ameryce Południowej od kilku lat, ale pandemia koronawirusa dotarła już nawet tam. W Kolumbii otwarte są tylko sklepy spożywcze i apteki, a ludzie mogą w nich robić zakupy tylko w wybrane dni, co ustalane jest w zależności od numerów ich dowodów osobistych. Dla płocczanina Kolumbia to już drugi dom, więc musi się teraz odnaleźć w nowej rzeczywistości.

Koronawirus w Kolumbii spowodował, że w kraju, który słynie z pięknej pogody i krajobrazów, a tym samym turystyki, życie praktycznie zamarło. Mieszkańcy Bogoty i innych miast są de facto zamknięci w czterech ścianach, które mogą opuszczać tylko wtedy, by zrobić najpotrzebniejsze zakupy. Krymow mieszka na co dzień z dwojgiem znajomych w nieczynnym natenczas hotelu w mieście Sesquilé na północny-wschód od stolicy.

- Jak spędzamy dnie? Wbrew pozorom jest co robić, bo staramy się nie dać nudzie. Takim naszym rytuałem stało się wspólne przygotowywanie posiłków, a ja dodatkowo wykorzystuję ten okres, by zająć się rzeczami, na które do tej pory nie miałem czasu. Przede wszystkim doskonalę swój hiszpański, w czym pomaga mi online nauczycielka, co zajmuje mi 3 godziny dziennie. Poza tym m.in. składam filmy i rozmawiam przez internet z przyjaciółmi z innych krajów, a ostatnio zacząłem się nawet uczyć salsy (śmiech) - mówi płocczanin.

Mimo że Krymowowi udało się zorganizować swoje życie w czasie pandemii, to podobnie jak inni mieszkańcy Kolumbii czeka, aż wszystko wróci do normy.

- Tutejsza służba zdrowia jest na pewno na niższym poziomie niż ta w Europie, dlatego obowiązują tu tak restrykcyjne obostrzenia dotyczące ograniczania liczby zachorowań. Za nieuprawnione wyjście z domu grozi mandat, w przeliczeniu na naszą walutę ok. tysiąca złotych, co tutaj może stanowić nawet miesięczną pensję. W przeciwieństwie do Polski to młodzi ludzie sprawiają tutaj wrażenie najbardziej odpowiedzialnych i rozumiejących powagę sytuacji, bo to oni wręcz strofują starsze osoby, by o siebie dbały i przestrzegały zakazów. Taka sytuacja obowiązuje tu już od dobrych kilku tygodni, jeszcze zanim w Polsce pojawiły się pierwsze decyzje rządzących w tej sprawie.

Koronawirus, który dotarł do Kolumbii, postawił Krymowa przed jeszcze jednym trudnym pytaniem. Czy to kraj, w którym chce pozostać? To o tyle ważne, że jeśli sytuacja się nie poprawi, płocczanin będzie przez najbliższe miesiące skazany na życie tylko z oszczędności.

- Mam wątpliwości tylko co do jednego: czy ten okres spędzić w Polsce, bo wykupiłem już bilet na powrót na 18 maja, czy tutaj zostać? Muszę przyznać, że na dzisiaj skłaniam się ku tej drugiej opcji, bo Kolumbia stała się już moim drugim domem i nikogo nie urażając, tutejsze życie bardziej podoba mi się niż to w Polsce. Mógłbym jeszcze wrócić do naszego kraju, do swojego zawodu, czyli planowania przestrzennego, ale obiecałem sobie, że nie chcę już tego robić. W Kolumbii czuje się bardzo dobrze i nadal odkrywam tu wiele interesujących rzeczy, które wzbogacają mnie jako człowieka. To działa też w drugą stronę, bo Polak w Bogocie czy Sesquilé ciągle jest jeszcze swojego rodzaju ciekawostką, więc my się dowiadujemy czegoś o sobie nawzajem.

Andrzej Krymow już na dobre przekonał się, jak fajnym miejscem do życia może być Ameryka Południowa, ale sama Kolumbia nadal musi walczyć ze stereotypami. Mafia narkotykowa nie pozwala o sobie zapomnieć i choć dotyczy tylko garstki tutejszych mieszkańców, to kraj jest postrzegany na świecie właśnie przez pryzmat produkcji hurtowych ilości kokainy.

- Mieszkając tutaj na co dzień mogę powiedzieć, że ludzie czują z tego powodu wstyd, ale też jest im po prostu przykro. 99 procent Kolumbijczyków czy jeszcze więcej nie miało w ogóle do czynienia z kokainą czy innymi narkotykami, więc trudno jest im się pogodzić z faktem, że w niektórych krajach panuje przekonanie, jakoby narkobiznes był częścią tutejszej gospodarki. Myślę, że nikt tak jak sami Kolumbijczycy nie odcinają się od tego świata, który jest tutaj kojarzony tylko i wyłącznie ze śmiercią i wszystkimi złymi rzeczami, jakie można temu przypisać. Kokaina produkowana w Kolumbii nie trafia przecież na tutejsze ulice, tylko na eksport, do świata celebrytów i podobnych im ludzi, dla których to ekskluzywna używka. Tutejsi mieszkańcy wiedzą o tym tyle, ile dowiedzą się z mediów, choć na pewno boli ich fakt, że wszyscy są postrzegani na świecie jako handlarze narkotyków.

Pochodzący z Płocka Krymow ma nadzieję, że będzie mógł choć częściowo wpłynąć na zmianę stereotypowego myślenia ludzi o Kolumbii swoją książką, którą niedawno zaczął pisać. Jak sam wyjaśnia, ma to być literatura faktu, bez żadnej nachalnej propagandy, który pozwoli czytelnikowi samemu wyrobić sobie zdanie na temat tego kraju.

- Przejechałem Kolumbię wzdłuż i wszerz, dlatego bez fałszywej skromności mogę powiedzieć, że zobaczyłem chyba nawet więcej niż tutejsi mieszkańcy. Będę chciał to pokazać w mojej książce: wszystkie składowe kolumbijskiej rzeczywistości, zaczynając od mentalności, a kończąc na gospodarce; różnice między ludźmi z poszczególnych departamentów; reportażowe historie tutejszych mieszkańców, które są pełne pozytywnych emocji, ale i dramatów, np. tych z działalnością partyzantów w tle. To opowieści zarezerwowane dla nielicznych, dlatego chcę się nimi podzielić z innymi.

Dla Krymowa to już 5. rok w Kolumbii, w której życie różni się przecież tak bardzo od tego, które znamy z Polski czy innych europejskich krajów. Co sprawia, że odnalazł się w teoretycznie zupełnie innym świecie, świecie, który zaakceptował go takim, jakim jest, i który sprawił, że wiele tysięcy kilometrów od domu w Płocku odnalazł drugi, taki, z którym chce związać swoją przyszłość na dobre i złe?

- Nie ukrywam, że bardzo odpowiada mi tutejsze podejście do tego, co dzieje się dokoła. Z jednej strony wszyscy chcemy być szczęśliwi, założyć rodzinę, mieć satysfakcję z pracy itd., ale wydaje mi się, że w Europie w nasze życie za bardzo ingerują pieniądze. Gromadzimy dla samej chęci posiadania, a ich pomnażanie traktujemy jako jakiś nadrzędny cel w życiu, co sprawia, że zapominamy już o innych rzeczach. Może ludziom mieszkającym w Europie to odpowiada, ale ja wiem jedno: ja nie chcę tak żyć. W Kolumbii znalazłem dystans do otaczającego mnie świata, więcej luzu, nauczyłem się czerpać przyjemności z codziennych, pozornie małych spraw, ale dających nie mniej satysfakcji niż te duże.

Dla Kolumbijczyków ważna jest rodzina, relacje międzyludzkie, a nie pogoń za pieniądzem, i w tym kontekście jestem bardziej jednym z nich niż Europejczykiem. Raz na jakiś czas przyjeżdżam jednak do Europy i gdy słyszę, że moi znajomi zarabiają więcej, mają większe domy, lepsze samochody, to sam łapię się na tym, że zaczynam im zazdrościć, i myślę, czy ja też nie powinienem np. kupić nowego auta. Po chwili przychodzi jednak refleksja, że ja wcale tego nie potrzebuję, tylko zaczynam żyć życiem innych ludzi, a to przecież moje życie i chcę z niego korzystać na swoich warunkach. Mam nadzieję, że te przymusowe wakacje, jakie zafundował nam koronawirus, sprawią, że przez najbliższe kilka miesięcy uda mi się jeszcze bardziej wsiąknąć w miejscowy klimat.

Mogę dodać na marginesie, że na pewno swoje robi też pogoda, tutejsze jedzenie, jak choćby świeże owoce, czy generalnie fakt, że żyjemy po prostu bliżej natury i samych siebie. Skupiamy się na rzeczach ważnych, ale robimy to z uśmiechem na twarzy, a nie z zaciśniętymi zębami. Mam nadzieję, że nadal tak będzie - kończy Krymow.

Lemury Katta urodziły się we wrocławskim ZOO

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki