Po aferze w Nowej Dębie

Handel mięsem na ulicy kwitnie. Zaskakujące opinie! Mieszkańcy mówią nawet o nowiczoku

2024-02-25 9:38

Czy mieszkańcy Podkarpacia po aferze z galaretą z Nowej Dęby, której spożycie okazało się śmiertelne, boją się kupować mięso na ulicy? Sprawdziliśmy. Efekty są zaskakujące. Ludzie mówią nawet o nowiczoku w mięsie!

Handel mięsem na ulicy kwietnie. Zaskakujące opinie konsumentów

Przy samochodzie, z którego sprzedawane są wyroby z masarni, ciągle jest kolejka. Osoby kupujące cały czas „żartują” z galarety, przez którą 3 osoby trafiły do szpitala, a 54-letni mężczyzna zmarł. Pytamy, czy mieszkańcy nie boją się kupować mięsa z ulicy po tym, co się stało w Nowej Dębie?

Opinie są zaskakujące! - Ja tu zawsze kupuję, nigdy nic nie było, jest zdrowe, smaczne, co ma się stać!? - mówi jeden z mężczyzn.

- Teraz mieszkam w mieście u syna, ale za dzieciaka to wszyscy na wsi mieszkaliśmy. Świnie się biło w każdym domu i nie było żadnego problemu, a warunki nie raz nie były, jak to się dzisiaj mówi, sterylne. Robione bez rękawiczek wyroby wrzucano do miski, która stała na ziemi, a świnia wisiała na haku przy stodole – mówi inny, starszy mężczyzna dodając: - Na litość boską, ktoś musiał dodać jakiejś trucizny do tej galarety, żeby po zjedzeniu kawałka ludzie mdleli albo umierali. Przecież to jest niemożliwe, żeby nawet z brudu tak się stało. Nowiczok (produkowana w Związku Radzieckim trucizna - przyp. red.) to tak może działać, a nie zwyczajne rzeczy, co się do mięsa daje. Ja myślę, że ktoś to musiał zatruć. Skoro ludzie od lat robili mięso, wędliny to umieli to robić. Na pewno nie daliby nic niedozwolonego – tłumaczy.

Samochód na targu, z którego sprzedawane było mięso pojawia się cyklicznie w dni targowe w różnych częściach Podkarpacia. To auto z zarejestrowanej masarni z powiatu leżajskiego. Pracownik, który sprzedawał mięso zapewniał, jest przebadane przez służby i dopuszczone do sprzedaży. Przy aucie cały czas ustawiają się kolejki.

- To głupota i porażka! Ja kupuję mięso dla rodziny tutaj na targu. Dzieci jedzą i nie było ani razu tak, żeby komuś nie smakowało, a co dopiero, żeby coś się stało. Straszenie ludzi i tyle! - twierdzi inna kupująca.

- Czego mam się bać, by tu kupować? Przecież to mięso to nie u nas sprzedawali takie felerne. Z resztą, nie wiadomo co w nim było. Czytałem, że jad kiełbasiany to by tak szybko nie zadziałał. Może to jakiś spisek, żeby nie kupować u rolników, bo oni teraz protestują. To wszystko może mieć drugie dno, a my się nie dowiemy – zauważa inny mężczyzna.

- Obawa, żeby kupić coś tutaj? Przecież widać, że mięso jest porządne. Galarety pozamykane, wszystko jak trzeba - podsumowała kobieta.

Wśród oczekujących ciągle było słychać nawiązania do mięsa z Nowej Dęby, ale sprzedaż nie spadła.

Przypomnijmy, że po spożyciu mięsnej galarety z Nowej Dęby zmarł 54-letni Iurii N., dwie kobiety w wieku 67 i 72 lat trafiły do szpitala. Według ustaleń policji i prokuratury z Tarnobrzega, sprzedawcy nie mieli wymaganych zezwoleń na produkcję i handel takimi produktami, a warunki w miejscu powstawania m.in. wędlin „były dalekie od ideału”.

W galerii poniżej zobaczycie zdjęcia, jak kwitnie handel mięsem na ulicy:

Czy po aferze w Nowej Dębie mieszkańcy boją się kupować mięso na ulicy
Sonda
Czy kupujesz mięso na targu?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki