To była dosłownie chwila. Później Arek śmigłowcem LPR trafił do Gliwic
Ten wypadek wydarzył się 22 marca w Kopciach pod Kolbuszową. Dochodziła 11.40. Arek chciał pomóc w pracy polowej swemu dziadkowi. Niestety stracił przy tym dwa palce.
- Syn trafił od szpitala w Kolbuszowej. Tam nie było odpowiedniego sprzętu do przeprowadzenia operacji. Potem został przetransportowany do Rzeszowa, ale tam lekarze nie podęli się przyszycia palców. Po konsultacjach zdecydowano, ze syn poleci do Gliwic śmigłowcem, ja wsiadłem w auto i od razu tam pojechałem – opowiada Józef Szumierz, tata chłopca.
Arek trafił na stół operacyjny po około 12 godzinach od wypadku, mimo to zespół dr Tadeusza Bilnickiego postanowił zawalczyć o zdrowie dzieciaka. Oba paluszki zostały przyszyte w kilkugodzinnej, skomplikowanej i wymagającej precyzji operacji, przy której ta zegarmistrzowska wydaje się być pestką.
Czytaj także: Kardiochirurg z Katowic uratował serce Julki. Wcześniej ocalił życie Leosia
Jednak w jeden z paców wdała się martwica. Trzeba było przeprowadzić na nim kolejną operację.
- Jeden palec okazał się nieco słabszy. I w drugiej operacji został nieco obcięty, skóra musiała zostać zastąpiona tą pobrana z nadgarstka. Poza tym trzeci palec został zszyty z czwartym, żeby poprawić ukrwienie tego paluszka – opowiada ojciec małego Arkadiusza.
Arek bardzo dzielnie zniósł obie operacje. Ma nadzieję, że wróci do pełnej formy. Do tej pory prowadził bardzo aktywny styl życia.
- Ja lubię się wspinać i jeździć na motocyklu crossowym. Nie mogę się też doczekać na powrót do domu. Chciałbym tam być na święta – mówi chłopak.
Polecany artykuł:
