14-letni Olek został uduszony. Tragedii można było uniknąć? Psycholog nie ma złudzeń!

i

Autor: Młodzieżowy Ośrodek Wychowawczy w Łańcucie 14-letni Olek został uduszony. Tragedii można było uniknąć? Psycholog nie ma złudzeń!

14-letni Olek został uduszony. Tragedii można było uniknąć? Psycholog nie ma złudzeń!

2020-09-30 8:33

Psycholog nie ma złudzeń w ocenie zdarzeń mających miejsce w ośrodku wychowawczym w Łańcucie, gdzie 15-letni chłopak udusił 14-letniego Olka z Bytomia. Wepchnął mu w gardło papier toaletowy! Czy doszło do zaniedbań ze strony ośrodka? Dlaczego chłopcy przebywali razem, sami, skoro Aleksander był nowym podopiecznym placówki? Pytania wciąż się mnożą.

Sprawa 14-letniego Aleksandra M. z Bytomia, który został zabity przez 15-letniego współlokatora w ośrodku wychowawczym w Łańcucie, wciąż budzi duże emocje. W sieci ludzie zastanawiają się, czy placówka zrobiła wszystko, by uniknąć tragedii. Olek trafił do ośrodka w Łańcucie 3 września. Wówczas poddano go izolacji w związku z koronawirusem, choć nie był na nią przeniesiony przez sanepid. Dyrekcja placówki tłumaczyła, że to wewnętrzna decyzja, bo takie są tam procedury. Nie wiadomo jednak, dlaczego chłopiec nie był w izolatce sam, tylko trafił do niej z innym podopiecznym. Tym bardziej, że był nowy w placówce. Piotr Janoszka, psycholog dziecięcy, źle ocenia tę decyzję. "To niedopuszczalne, aby wychowanków z grupy ryzyka umieszczać w jednym pokoju", mówi w rozmowie z "Faktem".

Zdaniem Janoszki, chłopców wcześniej powinien zbadać psycholog i dopiero wtedy podjąć decyzję, czy nawet podczas kwarantanny mogą przebywać ze sobą w jednym pokoju. "Poza tym powinien być monitoring i 24-godzinny nadzór wychowawców", mówi w "Fakcie".

14-letni Olek spędził zaledwie cztery dni w pokoju ze starszym o rok kolegą. 7 września pracownicy placówki zauważyli, że chłopiec nie daje oznak życia. Po wezwaniu służb, lekarz stwierdził zgon dziecka, a sekcja zwłok wykazała, że w jego przełyku znaleziono kulkę uformowaną z papieru toaletowego. Ktoś mu ją tam wepchnął! Jak się później okazało, zrobił to kolega z kwarantanny, do czego 15-latek przyznał się podczas przesłuchania. Pogrzeb Aleksandra odbył się w czwartek, 17 września.

"Prokurator powiedział mi, że zgon syna mógł nastąpić od 9 do 12 godzin wcześniej! Wychowawca twierdził, że był u syna 4 razy, ale ja w to nie wierzę", mówi pani Agnieszka, mama chłopca, w rozmowie z "Faktem".  Z relacji kobiety wynika, że ciało chłopca było poobijane. Jej zdaniem, przed śmiercią został jeszcze pobity. Pani Agnieszka zapowiedziała, że będzie walczyć o sprawiedliwość po śmierci syna.

Niewykluczone, że 15-latek będzie odpowiadał za swój czyn jako osoba dorosła. O tym zdecyduje sąd. Jeśli tak się stanie, będzie mu grozić 25 lat więzienia. W przeciwnym razie maksymalny wymiar kary to pobyt w ośrodku wychowawczym do czasu ukończenia 21. roku życia.

Pies pogryzł 12-latka. Dzieci były same w mieszkaniu

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki