KWK Sośnica w Gliwicach

i

Autor: Klaumich49 , wikipedia.pl W 1955 roku doszło do pożaru, który pozbawił życia 42 górników. Przyczyną było najprawdopodobniej... zaprószenie ognia górniczą lampką lub papierosem.

Chowanie czujników metanu, groźby, wyzwiska, zwolnienia! Tak wygląda praca w tej kopalni

2019-08-22 19:28

O mobbingu w KWK Sośnica w Gliwicach pisano już kilka miesięcy temu. Sprawa jednak wciąż nie została wyjaśniona. Tymczasem górnicy mają dość i przedstawiają szokującą rzeczywistość z jaką przyszło im się mierzyć podczas pracy na dole. Zmuszanie do nadgodzin i praca w ciężkich warunkach w obliczu ogromnego ryzyka za marne pieniądze - tak to wygląda w relacjach górników.

Kamil (imię zmienione) pracuje na kopalni w Gliwicach od kilku lat. Jak mówi początkowo nie spotkał się z takim traktowaniem. Mobbing pojawił się w ostatnim czasie. I jest nie do wytrzymania dla wielu górników. Twierdzi, że wielu z jego kolegów zdecydowało się odejść lub zostali zwolnieni z pracy. Jak do tego doszło?

- Jesteśmy zmuszani do nadgodzin. Kierownicy mówią nam, że jak nie będziemy dodatkowo pracować także w weekendy, to przeniosą nas na inny dział, potrącą nam premię, w skrajnych przypadkach nie dostaniemy urlopów. Każdy boi się, że straci pracę. Jeśli idziesz na L4 musisz się liczyć z tym, że dostaniesz wypowiedzenie, albo Twoja umowa zostanie zmieniona z czasu nieokreślonego na określony - zazwyczaj na 3 miesiące lub 6 miesięcy - opowiada Kamil.

Górnicy czują się bezradni, bowiem nie mogą się zgłosić ze swoim problemem do nikogo. Jak mówi nam górnik z KWK Sośnica każda rozmowa ze sztygarem kończyła się skargą do kierownictwa.

- Mówili, że jak Ci się nie podoba, to możesz trafić na inny dział. Oczywiście tam zarabia się mniej - dodaje Kamil.

Górnicy twierdzą, że związki zawodowe ich "olały" - przedstawiciele związków za ciepłe posadki nie walczą już o prawa zwykłych pracowników. Tego typu narrację słychać było także podczas ostatniego protestu pod siedzibą PGG w Katowicach. Jest jeszcze jeden, bardzo poważny zarzut w stronę kopalni.

- Notorycznie chowają czujniki metanu. Powinny one wisieć w najwyższym miejscu przy samym stropie. Tymczasem są umieszczane tam, gdzie jest dopływ powietrza, czyli przy lutni. Wszystko po to, aby wyniki pomiarów nie były zbyt wysokie. Gdy poprosiliśmy metaniarza o przewieszenie czujnika, stężenie metanu rosło nagle o kilka procent. Jeden z kolegów zawiadomił o tym fakcie przełożonego. Pracę przerwano, na dół zjechał sipowiec (społeczny inspektor pracy), sytuacja została opanowana. Ale na drugi dzień kolega, który zgłosił ten fakt miał rozmowę, że jak mu nie pasuje, to może zostać przeniesiony na inny dział. Chodzi tylko o kasę. Skoro nie ma wydobycia, bo pracę trzeba przerwać, to nie ma też pieniędzy - twierdzi Kamil.

"Karne" przenosimy stosuje się także wobec tych, którzy nie chcą pracować na nadgodzinach. Kończą "szychtę" o ustalonej godzinie. Po dwóch dniach pracują już na innym dziale.

Zarobki, jak na takie warunki pracy, są zdaniem górników kiepskie. Dostają na rękę około 3 tysięcy złotych, dniówka w kopalni Sośnica wynosi około 64 złotych. Do tego premie, ale te są obcinane.

- Na pasku wygląda to zupełnie inaczej niż w rzeczywistości - wścieka się nasz informator.

Rozważa porzucenie tego zawodu lub przenosimy do innej kopalni. Tym bardziej, że koledzy opowiadają mu o lepszych warunkach m.in. w Jastrzębskiej Spółce Węglowej. 

- Chodzi nie tylko o pieniądze, ale także o zwykły szacunek. Kiedyś poszedłem z prośbą do kierownika o urlop. Powiedział, i to przy innych ludziach, żebym sp***dalał - dodaje Kamil, który takie "życzliwości" słyszy w pracy na co dzień.

Cała sytuacja go przytłoczyła. Poszedł na rozmowę do psychologa, bierze leki. Jego żona, która także była przy naszej rozmowie przyznała, że mąż zmienił się w ostatnim czasie nie do poznania.

"Sprawdzamy wszystkie sygnały"

O mobbingu w KWK Sośnica pisały w marcu tego roku Nowiny Gliwickie. Przedstawiciele związków zawodowych z rozbrajającą szczerością mówili, że nie mają sygnałów o tym zjawisku w KWK Sośnica. Nic nie wykazała także kontrola Państwowej Inspekcji Pracy, choć jak mówi Kamil, dzieje się tak ze względu na znajomości pomiędzy kierownictwem kopalni i pracownikami PSP. Jak czytamy na stronie Nowin w kopalni powołano komisję ds. weryfikacji osób, które uległy wypadkom w zakładzie. Po powrocie z L-4 kierowani są oni na konsultacje z psychologiem. Muszą uzyskać pozytywną opinię, by wrócić na dotychczasowe stanowiska. W innym przypadku kieruje się je na dodatkowe badania z medycyny pracy. Jeśli wypadną niepomyślnie, robotnik przenoszony jest do zajęć prostszych bądź innego oddziału. Wtedy wszczyna się też procedury wypowiedzenia dotychczasowych warunków pracy i/lub płacy, ze względu na brak predyspozycji wymaganych na dotychczasowym stanowisku. PIP miała też wydać nakaz przestrzegania ośmiogodzinnego systemu pracy i zagospodarowanie dodatkowych dni wolnych w weekendy i święta. Relacja Kamila pokazuje, że nic się nie zmieniło.

Czy to oznacza, że kopalnia wychodzi na prostą kosztem ludzi? Jeszcze w 2016 roku mówiło się, że zostanie przeniesiona do Spółki Restrukturyzacji Kopalń, bowiem rok wcześniej przyniosła największe straty w PGG. Przeprowadzono restrukturyzację, która pomogła wyjść z kryzysu. Obecnie KWK Sośnica przoduje pod względem wydobycia w Polskiej Grupie Górniczej. Kopalnia wydobywa 7-8 tysięcy ton węgla na dobę, odzyskała rentowność. Górnicy z tego tortu otrzymują jednak najmniej.

Poprosiliśmy o komentarz w sprawie mobbingu rzecznika PGG Tomasza Głogowskiego. Choć sprawa jest znana od kilku miesięcy do wyciągnięcia wniosków długa droga.

- Spółka wnikliwie sprawdza wszystkie sygnały, odbyło się m. in. spotkanie z przedstawicielami załogi w tej sprawie. Z uwagi na szeroki zakres problemów, nie jest możliwe ich wyjaśnienie w krótkim okresie. O ustaleniach będziemy informować - informuje rzecznik Polskiej Grupy Górniczej.

W ostatnim czasie pisaliśmy również o fatalnych warunkach w łaźni w tej samej kopalni. Ten tekst możecie przeczytać TUTAJ!

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki