- W Paniówkach doszło do pożaru kilku ciągników siodłowych wraz z naczepami. Pierwotne zgłoszenie błędnie informowało o pożarze budynku.
- Akcja gaśnicza była skomplikowana i wymagała użycia specjalistycznego sprzętu, w tym drabiny mechanicznej oraz holownika. Działania spowodowały utrudnienia w ruchu na ul. Gliwickiej (DK44).
- Strażacy zakończyli działania w nocy w sobotę (13 grudnia), jednak w niedzielę rano musieli ponownie interweniować. Ogień pojawił się na nowo w ładunku jednej ze spalonych naczep.
Ciężarówki płonęły jak pochodnie. Pierwsze informacje wskazywał na pożar budynku
Do zdarzenia doszło w sobotę, 13 grudnia, tuż po godzinie 19. Jak informują druhowie z OSP Paniówki, to właśnie oni jako pierwsi dotarli na miejsce akcji. Wezwanie, które otrzymali, brzmiało bardzo poważnie. – Wstępnie, informacja w zgłoszeniu mówiła o prawdopodobnym pożarze budynku. Powagę sytuacji potwierdzała łuna, którą widzieliśmy już chwilę po wyjeździe z remizy – relacjonują strażacy w swoich mediach społecznościowych. Rzeczywistość, którą zastali, była jednak inna. Płonęło nie jedno, a kilka aut ciężarowych.
Na miejscu okazało się, że ogniem objętych jest kilka ciągników siodłowych wraz z naczepami. Pożar był już w fazie rozwoju, co oznaczało, że płomienie błyskawicznie trawiły kolejne elementy pojazdów i ich ładunku. Istniało realne zagrożenie, że ogień przeniesie się na sąsiednie, zaparkowane ciężarówki. Sytuacja była na tyle poważna, że dowódca akcji podjął decyzję o zadysponowaniu na miejsce dodatkowych sił i środków z całego regionu. Strażakom udało się dość szybko zlokalizować pożar. To był jednak dopiero początek wielogodzinnej i skomplikowanej akcji gaśniczej.
Wielogodzinna akcja strażaków. Potrzebny był specjalistyczny sprzęt
Głównym wyzwaniem dla ratowników było ciasne ustawienie pojazdów oraz specyfika ich ładunku, która utrudniała dotarcie do źródła ognia. Aby skutecznie dogasić płonące wraki, konieczne było użycie drabiny mechanicznej. Pozwoliła ona na podanie prądów wody z góry, bezpośrednio na palące się naczepy. To jednak nie wszystko. Jak informuje OSP Paniówki, na miejsce wezwano również specjalistyczną grupę ratownictwa technicznego z Dąbrowy Górniczej. Dysponuje ona ciężkim holownikiem, który był niezbędny do porozsuwania spalonych wraków i umożliwienia ich ostatecznego dogaszenia. Akcja gaśnicza prowadzona na ulicy Gliwickiej, czyli drodze krajowej nr 44, wiązała się z poważnymi utrudnieniami w ruchu. Konieczność zapewnienia zaopatrzenia wodnego z hydrantów zmusiła służby do wprowadzenia ruchu wahadłowego. Działania strażaków trwały do późnych godzin nocnych. – Do remizy wróciliśmy około godziny 3.20 – podsumowują druhowie z Paniówek.
Niestety, to nie był koniec dramatu. W niedzielę po godzinie 7.00 rano, na pogorzelisku ponownie pojawił się ogień. Osoby dozorujące teren zauważyły, że w ładunku jednego ze spalonych pojazdów doszło do ponownego zapłonu. Na miejsce natychmiast skierowano cztery kolejne zastępy straży pożarnej, aby ostatecznie stłumić zarzewia ognia. Dopiero ta interwencja zakończyła trwający kilkanaście godzin koszmar w Paniówkach. Trwa szacowanie strat, które z pewnością będą ogromne.