Śmierć przyszła nad ranem

Dziennikarz TVN, jego żona i synek zginęli w wybuchu kamienicy w Katowicach. Ta historia wciąż rozrywa serca. "Wszyscy liczyli na cud"

Ten wybuch w Katowicach postawił na nogi wszystkie służby. Było potwornie zimno, a z kamienicy po drugiej stronie wyleciały wszystkie szyby w oknach. Ludzie pomagali ratować sąsiadów z zawalonego budynku. Nie wszyscy jednak przeżyli, a relacje świadków są przejmujące. - Trudno było mi uwierzyć, po tym co widziałem, że ktoś w tym gruzowisku, mógł przeżyć. W końcu, około drugiej w nocy przyszła informacja, że wydobyto ciała - mówił jeden z ratowników. Dziewięć lat temu, 23 października 2014 roku, w wyniku wybuchu butli z gazem w kamienicy przy ulic Chopina w Katowicach zginęli: dziennikarz TVN Dariusz Kmiecik, jego żona Brygida (dziennikarka TVP) i ich synek Remigiusz.

Wybuch w kamienicy przy Chopina w Katowicach. Nadzieja umarła ostatnia

23 października 2014 roku, chwilę przed godziną 6 rano, ze snu wyrwał mnie telefon wydawcy: "Słyszałaś wybuch? Nie?! Gdzie jesteś?". To była krótka rozmowa. Zrozumiałam tylko, że doszło do wybuchu w kamienicy przy ulic Chopina w Katowicach. 200 metrów od mojego mieszkania. Dopiero po chwili dotarło do mnie to, co wiedział już wydawca.

Dziennikarz TVN, Dariusz Kmiecik zginął w wybuchu wraz ze swoją rodziną

Do wybuchu doszło w kamienicy, w której mieszkali dziennikarz TVN Dariusz Kmiecik wraz z żoną, dziennikarką Brygidą Frosztęga‑Kmiecik z TVP, i 2-letnim synem Remikiem. Cała rodzina zginęła pod gruzami.

- Na miejscu byłem niedługo po wybuchu w kamienicy przy ul. Chopina w Katowicach. Tego dnia przypadał akurat mój dyżur w redakcji "Dziennika Zachodniego", więc telefony miałem już bardzo wczesnym rankiem - wspomina dziennikarz Paweł Szałankiewicz.

Dziennikarze wspominają dzień tragicznej śmierci rodziny Kmiecików

- Na miejscu ogromne zamieszanie, dużo służb, dziennikarzy, kamer i straszne zimno. Nikt nie wiedział, co się stało, ale już gdzieś się przebijała informacja, że w tej kamienicy mieszkali znani dziennikarze. Widok kamienicy był straszny i po latach muszę przyznać, że trzeba było być naprawdę wielkim optymistą aby wierzyć, że nie będzie ofiar. Oczywiście, nadzieja umierała ostatnia więc wszyscy, a zwłaszcza ci, którzy byli bliżej z rodziną Kmiecików do samego końca wierzyli, że cała rodzina jakimś cudem przeżyje - wspomina dziennikarz.

Tamtego dnia pracowaliśmy z Pawłem wspólnie. Doskonale pamiętam napięcie, przerażenie i słowa, które powtarzaliśmy między sobą dodając sobie otuchy, choć nasze spojrzenia mówiły coś zupełnie innego. Znaliśmy Kmiecików, spotykaliśmy się w pracy i poza nią. Zapewne do końca życia nie zapomnę idących w naszą stronę - dziennikarzy śląskich redakcji - komendantów policji i straży pożarnej. Zmierzając do nas jedynie pokręcili głowami. Wtedy do nas dotarło, że nie przeżyli. Nikt nie zadał żadnego pytania. Łzy popłynęły same, a komendant straży przekazał do wyciągniętych rąk z mikrofonami i dyktafonami, że Dariusz Kmiecik zginął pod gruzami.

Do Katowic z Warszawy przyjechała też Kamila Rachwalska, która wybuch w kamienicy relacjonowała wówczas dla Superstacji. - Wiedzieliśmy, że jest wybuch gazu w Katowicach, kolejne tragiczne informacje docierały do nas na miejscu. Najpierw: w kamienicy mogli być ludzie. Już wiedzieliśmy, że czeka nas praca do czasu aż zostaną odnalezieni, być może nawet do rana. Później informacja, że w zawalonym budynku są 3 osoby. Jedna zmarła. Staliśmy w deszczu i przyglądaliśmy się jak strażacy przeszukują budynek cegła po cegle, jak wyrzucają gruz, jak pracuje ciężki sprzęt. Na miejscu pracowali też dziennikarze i reporterzy – z kraju i z regionu - wspomina dziennikarka.

- W ich oczach było widać łzy. Wiedzieli, kto mieszka w tej kamienicy. O tym, że Dariusz Kmiecik, jego żona Brygida i dwuletnie dziecko nie żyją dowiedziałam się w trakcie mojej relacji na żywo. To był bardzo trudny dyżur, relacjonowałam śmierć dziennikarzy razem z ich przyjaciółmi i koleżankami, kolegami z redakcji. Jednocześnie widziałam jak niesamowicie pracują, wszystkie ekipy razem, część w domu Kasi Kapusty, bo mieszkała blisko. My również dostaliśmy zaproszenie na herbatę i jedzenie, żeby na chwilę się ogrzać, odpocząć. Reporter z czasem przyzwyczaja się do oglądania tragedii. Ta przypomniała, że pod grubą skórą jest wrażliwy człowiek - wspomina Rachwalska.

To tragedia, która wciąż wybrzmiewa w głowach wielu mieszkańców Katowic i regionu. Czas nie uleczył ran. Jak ustalono w toku śledztwa, jeden z lokatorów kamienicy celowo rozkręcił elementy instalacji gazowej w swoim mieszkaniu i doszło do eksplozji. Sprawca, którego wytypowali śledczy, nie został przesłuchany, bo zmarł w wyniku odniesionych obrażeń kilkanaście dni po wybuchu. Kamienica przy ulicy Chopina, w której doszło do wybuchu gazu, nie została wyremontowana. Teren został uprzątnięty i wciąż pozostaje ogrodzony.

Wybuch gazu w Ścinawie.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki